Trillium 4 - Zimmer Bradley Marion - ...

Podstrony
 
Trillium 4 - Zimmer Bradley Marion - Pani Trillium, Trillium
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
M
ARION
Z
IMMER
B
RADLEY
P
ANI
T
RILLIUM
T
YTUŁ
ORYGINAŁU
L
ADY
OF
THE
T
RILIUM
P
RZEKŁAD
W
IESŁAWA
C
IEPLUCHA
P
AWEŁ
C
ZAJCZYŃSKI
Książką tą dedykują wszystkim mieszkańcom Lodowego Zamku,
bez których wsparcia i zachęty nigdy nie powstałaby ta opowieść
R
OZDZIAŁ
PIERWSZY
Wieża Noth stała opustoszała w otoczeniu umierających chwastów. Białe burzyny zaległy
grubym kożuchem na warstewkę wody, która niegdyś wypełniała po brzegi głęboką fosę, a w
powietrzu unosił się zapach śmierci. Dziewczyna w zwiewnych szatach przebiegła przez
zwodzony most, kamienny dziedziniec i ogród, i wpadłszy do komnaty Arcymagini ujrzała,
jak stara kobieta wydaje z siebie ostatnie tchnienie, a jej ciało rozpada się w proch. Kiedy
stała tam oszołomiona nagłością tego wydarzenia, Wieża, dziedziniec i kamienne mury
dokoła zamieniły się w pył i uleciały porwane w objęcia rozgniewanego wiatru. Pozostała
jedynie biała peleryna Arcymagini…
Haramis, Biała Dama, Arcymagini Ruwendy, wyzwoliwszy się z objęć snu, poczuła na
sobie ciężar minionych wieków, ciężar starości, wyjątkowo bolesny, jako że obraz młodej
dziewczyny, którą widziała w sennych marzeniach, nadal jawił się przed jej oczyma. Nie było
w tym nic szczególnie zaskakującego; przyszłam na świat już tak dawno i pamiętam czasy,
których nie pamiętają pradziadowie najstarszych ludzi, pomyślała posępnie. Jako Arcymagini,
duszą związana z tą ziemią, żyła znacznie dłużej niż jej dwie siostry. Mimo iż ujrzały światło
życia jednego dnia, ich drogi przeznaczenia rozeszły się w różne strony już dawno temu, a
teraz pozostała tylko ona, najstarsza z trzech księżniczek.
Kadiya odeszła pierwsza. Po wielkiej bitwie z najeźdźcami z Labornoku i złym
czarodziejem Orogastusem zniknęła na ukochanych moczarach wraz ze swym przyjacielem
Odmieńcem i talizmanem, Potrójnym Płonącym Okiem, stanowiącym część wielkiego,
magicznego berła, którego siostry używały w zmaganiach z Orogastusem. Przez pewien czas
utrzymywała z Haramis sporadyczny kontakt poprzez czarodziejską misę, lecz od zniknięcia
Kadiyi upłynęło już wiele dekad. Na pewno dawno nie żyje, myślała Haramis.
Anigel, najmłodsza z sióstr, poślubiła księcia Labornoku, Antara, doprowadzając do
zjednoczenia obu ich królestw. Umarła w spokoju, dożywając starości, otoczona dziećmi i
wnukami. Tron połączonych królestw przeszedł w ręce jej potomków. Czy zasiada na nim
teraz jej wnuk czy też prawnuk? Haramis nie mogła sobie przypomnieć; lata mijały zbyt
szybko. Może już praprawnuk.
Haramis, najstarsza z sióstr, została Strażniczką Ziemi, zajmując tym samym miejsce
Arcymagini Binah. Przez te wszystkie lata mieszkańcy Ruwendy wiedli spokojny i dostatni
żywot; Haramis kochała tę ziemię niczym własne dziecko. W pewnym sensie istotnie Była jej
matką.
Teraz jednak Haramis zaczęła miewać przedziwne sny. Już trzecią noc z kolei przeżywała
śmierć Binah i rankiem budziła się zbyt zmęczona, aby wstać z łóżka. Czy było to ostrzeżenie
przed zbliżającą się śmiercią?
Być może nadchodził czas, kiedy nowa strażniczka miała przejąć jej obowiązki. Gdyby
stosunkowo szybko wybrano następczynię, Haramis zdążyłaby jeszcze przekazać jej choć
część swojej wiedzy. Żałowała, że sama nie miała takiej możliwości, kiedy dostąpiła
zaszczytu sprawowania funkcji Strażniczki.
Binah po prostu przekazała Haramis swą pelerynę i zamknęła na zawsze oczy, a Wieża, w
której żyła i pracowała, rozsypała się w proch wraz z jej ciałem. Haramis miała odziedziczyć
tron i od dzieciństwa przygotowywano ją do roli królowej, a nie Arcymagini, toteż nagła
zmiana obowiązków wydała się jej co najmniej niepokojąca. Nie taką spuściznę pragnęła
przekazać swej następczyni.
Nie zważając na bóle w stawach i ogólne złe samopoczucie, zwlokła się z łóżka. Gdyby
nadal żyła w Cytadeli w Ruwendzie, w miejscu, gdzie dorastała, niewątpliwie czułaby się
dużo gorzej. Jak w każdym kamiennym zamczysku, panowały tam chłód i wilgoć. Przejmując
obowiązki Arcymagini, Haramis przeprowadziła się jednak do Wieży usytuowanej na
szczycie Góry Brom, w pobliżu granicy Labornoku i Ruwendy. Pomimo trzaskających
mrozów i hulających dokoła północnych wiatrów, wewnątrz kamiennego schronienia
panowało przyjemne ciepło. Wcześniej Wieżę zamieszkiwał Orogastus, który kochając
luksus, ściągał tu wszystko, co tylko udało mu się wyszukać, ukraść, bądź kupić. Gromadził
głównie machiny i urządzenia Zaginionego Ludu; większość z tych dziwnych przedmiotów
stanowiła niebezpieczną broń, lecz niektóre były całkiem praktyczne i ułatwiały codzienne
życie.
Orogastus, na swoje nieszczęście, nigdy, nie pojął różnicy między technologiczną
spuścizną Zaginionych a prawdziwą magią. Zbyt silne uzależnienie czarnoksiężnika od
tajemniczych urządzeń umożliwiło trzem siostrom zniszczenie go tą drugą bronią.
Dla Haramis różnica między magią a starożytną technologią była oczywista, choć może
trudna do zdefiniowania. Nadal nie potrafiła więc zrozumieć, jak Orogastus mógł okazać się
tak bezgranicznie głupi, szczególnie, że posiadł pewne magiczne umiejętności.
Haramis wzdragała się przypominając sobie krótki okres, kiedy znajdowała się pod
urokiem, który na nią rzucił. Przez kilka tygodni żyła nawet w radosnym przeświadczeniu, że
darzy go uczuciem. Najwyraźniej obróciło się to przeciw niemu. Nie wykorzystał kilku
sposobności, aby mnie skrzywdzić, pomyślała, nawet kiedy już otwarcie mu wyznałam, że go
nie kocham. Zachowywał się, jakby był przekonany o swojej do mnie miłości. Wierzył, że nie
potrafiłby wyrządzić mi krzywdy, a ja z konieczności odwzajemnię jego uczucie i wesprę go
w jego planach.
Przeszedłszy przez komnatę zbliżyła się do wykwintnie zdobionej, drewnianej komody i z
jednej z szuflad wyjęła srebrną czarę. Postawiła ją na stole, zajmującym środek pokoju, i do
połowy napełniła czystą wodą z dzbana stojącego przy łóżku. Potem pochyliła się nad nią.
Wróżenie z wody było praktykowane wśród kilku szczepów Odmieńców, którzy
zamieszkiwali bagna otaczające Cytadelę. Odmieńcy nie wywodzili się z ludzkiej rasy; w ich
żyłach płynęła krew rdzennych mieszkańców tej ziemi. Niektóre plemiona przypominały
ludzi, a inne wyglądały jak urzeczywistnienie nocnego koszmaru, lecz na ogół stworzenia te
żyły w zgodzie z ludźmi.
Nyssomowie stanowili odłam człekopodobnych Odmieńców, a kilku z nich służyło na
ruwendiańskim dworze w okresie dzieciństwa Haramis. Jej najlepszy przyjaciel, Nyssom
Uzun, który piastował funkcję nadwornego barda, poza muzycznym talentem posiadał
znaczne zdolności magiczne. To on nauczył Haramis magii wody. Owa wielce zawodna
metoda wróżenia okazywała się niewiele lepsza jako sposób komunikowania się. Haramis
dostrzegła jednak, że wsparta mocą Arcymagini, stawała się nawet całkiem dokładna.
Warunkiem powodzenia i wiarygodności był jednak pusty żołądek.
Teraz postarała się oczyścić swój umysł, chociaż zauważyła, że nie potrafi całkowicie
pozbyć się resztek nocnych snów. Spojrzała w krystaliczną wodę.
Prawie natychmiast spłynęło na nią uczucie, że szybuje w powietrzu, niczym na grzbiecie
jednego z ogromnych lammergeierów, które w razie potrzeby przenosiły ją z miejsca na
miejsce, i że zbliża się ku wieży. Rozpoznała najwyższą wieżę Cytadeli. W przeciwieństwie
do głównego budynku, stanowiącego pozostałość z czasów Zaginionego Ludu, została
wzniesiona stosunkowo niedawno” (w ciągu ostatnich pięciuset lat) przez ludzi. Haramis
wylądowała lekko na dachu i pozwoliła swojej duchowej postaci przeniknąć przez
podnoszone drzwi do najwyżej położonej komnaty. Pomieszczenie świeciło teraz pustką.
Ostatnim razem, kiedy Haramis w rzeczywistości tu przebywała, pełne było labornockich
żołnierzy. Próbowali pojmać ją i Uzuna i jedynie przybycie dwóch lammergeierów, które
zabrały ich ze szczytu Wieży, ocaliło jej życie. Wspomnienia tego dawno minionego dnia
powróciły, kiedy Haramis stanęła na dawnym szlaku swej ucieczki.
Na niższej kondygnacji mieściła się sypialnia żołnierzy z Cytadeli. O ile Haramis mogła
sobie przypomnieć, ten szalony pomysł zrodził się w głowie jej dziadka; żołnierze spali
siedemnaście pięter ponad ziemią. Jej ojciec, bardziej uczony niż wojownik, nie zadał sobie
trudu zmiany tego osobliwego układu.
Najwidoczniej jednak znalazł się ktoś dość rozumny, aby położyć kres temu zwyczajowi,
zanim zmieniono go w uświęconą tradycję. Chociaż w pomieszczeniu wciąż stało kilka
pokrytych kurzem łóżek i skrzyń na ubrania, w byłej kwaterze znajdowało się teraz tylko
dwoje ludzi, dzieci, chłopiec i dziewczynka, oboje w wieku mniej więcej dwunastu lat.
Siedzieli na podłodze zwróceni twarzami do siebie w samym środku kałuży światła,
wpadającego przez otwarte okno.
— Myślę, że działa pod wpływem światła — mówił chłopiec. Był szczupły, a jego ciemne
włosy nadawały się już do podcięcia. Spłynęły mu kaskadą na twarz, gdy nachylił się nad
obiektem swego zainteresowania. Bezwiednie odrzucił je do tyłu, lecz opadły ponownie, gdy
tylko zdążył odsunąć rękę. Tym razem dał za wygraną.
— Niemożliwe, że tylko w ten sposób — sprzeciwiła się dziewczynka. Niedbale splecione
warkocze jasnorudych kędziorów zwieszały się jej do pasa. Haramis nie widziała takich
włosów od ostatniego spotkania z Kadiyą. Wyglądało również na to, że dziewczynka tyle
samo co Kadiya przykładała wagi do wyglądu zewnętrznego. Dzieci miały na sobie ubrania
najwyraźniej odziedziczone po starszym rodzeństwie i żadne nie zdradzało najmniejszej
potrzeby utrzymywania ich w czystości. Drewniana podłoga wyglądała, jakby nie zamiatano
jej od miesięcy, a może nawet od lat. Widniały jednak na niej ślady sugerujące, że tych
dwoje, a może ktoś inny, miało zwyczaj wyciągać się na ciemnych deskach, nie zwracając
uwagi na kurz i drzazgi. Dziewczynka wydawała się chudsza od chłopca. Czy nikt nie karmi
tych dzieci? — zastanawiała się Haramis.
— Nie działa po ciemku. — Chłopiec uparcie obstawał przy swoim.
— Och, zgadzam się, że nie działa bez światła, lecz gdyby tylko ono budziło je do życia, to
wszystkie melodie, z wyjątkiem dolnej, zagrałyby od razu.
Niewidzialny gość przeszedł przez pokój, żeby zobaczyć, co dziewczynka trzyma w
dłoniach. Wystarczyło jedno spojrzenie; była to jedna z ulubionych zabawek Haramis z
okresu dzieciństwa, pozytywka pamiętająca czasy Zaginionego Ludu. Sześciokątna figura
wygrywała różne melodie w zależności od tego, na którym boku ją postawiono.
— Spójrz, Fiolonie — zauważyła dziewczynka, trzymając sześcian tak, że jedna jego
krawędź dotknęła podłogi. — Gdyby chodziło tylko o światło, powinniśmy teraz usłyszeć
przynajmniej jedną melodię — padają na to promienie słońca. — Odwróciła pozytywkę i
położyła ją na podłodze, a z niewielkiego przedmiotu natychmiast wydobył się dźwięk. —
Widzisz? Musi leżeć jedną stroną płasko na podłodze albo… — uniosła do góry grającą
nieprzerwanie zabawkę…. — równolegle do podłogi.
— Chciałaś powiedzieć poziomo nad podłogą — poprawił chłopiec.
— To jedno i to samo, jeśli podłoga jest płaska. A teraz spójrz. — Powoli i ostrożnie
obróciła pozytywkę na jedną stronę. — Kostka przestaje grać, gdy przechylam ją więcej niż
na dwa palce. Kiedy drugi bok ułoży się poziomo, następuje przerwa, po której znów odzywa
się melodia. A w czasie tej przerwy — zakończyła triumfalnie — czuję wyraźnie, że coś
przesuwa się w środku. Nie zacznie grać, zanim to, co jest wewnątrz, nie dotrze do dna. —
Przyłożyła przedmiot do ucha i potrząsnęła nim lekko. — Jest tam jakiś płyn. Strasznie bym
chciała ją otworzyć i zobaczyć, jak działa.
Fiolon wyciągnął rękę i wyrwał jej z dłoni zabawkę.
— Ani się waż, Mikayla! To jedyna kostka, jaką mamy, i bardzo ją lubię. Jeśli ją rozbijesz,
nie ożenię się z tobą, gdy dorośniemy.
— Złożyłabym ją z powrotem — protestowała Mikayla.
— Skąd wiesz, czy potrafiłabyś ją potem poskładać — zauważył Fiolon. — Nie wiesz, co
to za płyn. Jest za ciężki jak na wodę i na pewno przynajmniej połowę rozlałabyś przy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylkahaha.xlx.pl
  •  
    Copyright 2006 MySite. Designed by Web Page Templates