|
Podstrony |
|
|
- Index
- Ursula K Le Guin - Earthsea 1 - A Wizard Of Earthsea, e-books, Ursula K. Le Guin, English
- Ursula K Le Guin - Earthsea 4 - Tehanu, e-books, Ursula K. Le Guin, English
- Ursula K Le Guin - Earthsea 5 - The Other Wind, e-books, Ursula K. Le Guin, English
- Tracy Chapman - Debut album guitar tabs, 1. Guitar tabs - books and sheets
- Two Plays by Denis Diderot The Illegitimate Son and the Father of the Family - Denis Diderot & Kiki Gounaridou, Books,
- USMLE pretest Biochemistry and Genetics - Golder N. Wilson, MED.BOOKS COLLECTION
- VO4 SS12 Poetry2 withcomments (deleted 4f995603-fe68e-02b968db), Books
- Traviss Karen - Komandosi Republiki - Potr jne zero, E-books
- Toward Perpetual Peace and Othe - Immanuel Kant, Books,
- Variety The Life of a Roman Co - William Fitzgerald, Books,
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jastrzab.xlx.pl
|
|
|
|
|
Truskawkowa wiosna, E-Books, Stephen King |
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] STEPHEN KING TRUSKAWKOWA WIOSNA Springheel Jack... Te dwa słowa ujrzałem tego ranka w gazecie i, mój BoŜe, jakŜe one cofnęły mnie w przeszłość. Wszystko działo się osiem lat temu; prawie dokładnie, co do dnia. Wtedy właśnie ujrzałem siebie w ogólnokrajowej sieci telewizyjnej - w Raporcie Waltera Cronkite'a. Wprawdzie moja twarz mignęła tam tylko przez chwilę w tle, za plecami reportera, ale wszyscy znajomi natychmiast mnie zauwaŜyli. Otrzymywałem telefony z innych miast i z innych stanów. Mój tata domagał się ode mnie analizy i oceny sytuacji, był bardzo rubaszny, serdeczny - taki do rany przyłóŜ. Matka chciała tylko, Ŝebym wrócił do domu. Ale ja nie chciałem wracać do domu. Byłem oczarowany. Oczarowany tą mroczną, spowitą mgłą truskawkową wiosną i wiszącym nad wszystkim cieniem gwałtownej śmierci, która jej towarzyszyła w czasie tamtych nocy sprzed ośmiu lat. Cień Springheel Jacka... W Nowej Anglii nazywano to truskawkową wiosną. Nikt nie wie dlaczego; ot, po prostu określenie uŜywane przez starców. Twierdzą oni, Ŝe coś takiego zdarza się co osiem lub co dziesięć lat. Wypadki, jakie miały miejsce w New Sharon Teachers' College tamtej konkretnie truskawkowej wiosny... teŜ mogłyby tworzyć cykl, ale poniewaŜ nikt nie przeprowadzał nad tym głębszych studiów, nigdy tego tak nie nazwali. W New Sharon truskawkowa wiosna zaczęła się szesnastego marca tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego ósmego roku. Tego właśnie dnia nastąpił przełom w najostrzejszej od dwudziestu lat zimie. Padał deszcz, a powietrze przesycał zapach odległego o trzydzieści kilometrów morza. Śnieg, którego napadało na wysokość prawie dziewięćdziesięciu centymetrów, zaczął gwałtownie topnieć i cały kampus tonął w grząskim błocku. Rzeźby ze śniegu - pozostałość zimowego karnawału - które przez dwa miesiące trwały nietknięte w minusowych temperaturach, przekrzywiały się i przygarbiały. Ulepiona przed budynkiem bractwa Tep karykatura Lyndona Johnsona płakała rzewnymi łzami odwilŜy. Gołąb widniejący przed Prashner Hall stracił wszystkie pióra i miejscami widać juŜ było jego Ŝałosny, wykonany ze sklejki szkielet. W nocy nadeszła mgła i spowiła nieprzeniknioną białą opończą i ciszą wąskie alejki college'u oraz wszystkie drogi dojazdowe. Okalające promenadę sosny sterczały niczym wyciągnięte do liczenia palce, a mleczny opar, jak dym z papierosów, snuł się leniwie pod niewielkim mostkiem, otulając armaty pochodzące jeszcze z czasów wojny domowej. Mgła odbierała pejzaŜowi spoistość, wszystko wydawało się obce i magiczne. Ktoś, kto niebacznie opuścił dudniące muzyką z szafy grającej, jaskrawo oświetlone, zgiełkliwe wnętrze klubu Grinder, spodziewając się widoku wypełnionego gwiazdami zimowego nieba, trafiał nagle w pogrąŜony w ogłuszającej ciszy świat dryfującej, białej mgły; w ciszę, którą mącił jedynie dźwięk jego własnych kroków i plusk wody kapiącej ze staroświeckich rynien. Człowiek niemal spodziewał się napotkać idącego śpiesznie Golluma, Frodo, Sama albo odwróciwszy się skonstatować, Ŝe Grinder zniknął, a jego miejsce zajęła mglista panorama wrzosowisk, cisów, druidzkich kręgów lub pryskających iskrami zaczarowanych pierścieni. Tego roku szafa grająca odtwarzała Love is Blue. Bez przerwy dochodziły tony Hey, Jude. Dźwięki Scarborough Fair. Tamtego wieczoru, dziesięć po jedenastej, student pierwszego roku, John Dancey, wracając do akademika, zaczął w tej mgle wrzeszczeć. Cisnął na ziemię ksiąŜki i darł się, wpatrzony w rozrzucone szeroko nogi leŜącej na śniegu w mrocznym naroŜniku na parkingu przylegającym do Animal Sciences martwej dziewczyny, która miała gardło rozerŜnięte od ucha do ucha. Jej rozwarte oczy zdawały się ciskać skry radości, jakby zrobiła najlepszy dowcip w Ŝyciu - Dancey, student pedagogiki, lepszy w nauce niŜ w gębie, wrzeszczał, wrzeszczał i wrzeszczał. Ranek wstał posępny i pochmurny, a my szliśmy na sale wykładowe z cisnącymi się na usta pytaniami: Kto? Dlaczego? Jak myślisz, czy go złapią? I ostatnie, budzące największy dreszcz emocji: Znałeś ją? Znałaś ją? Tak, chodziłem z nią na plastykę. Tak, w zeszłym semestrze mój kumpel umawiał się z nią na randki. Tak, kiedyś w Grinder poprosiła mnie o ogień. Siedziała przy sąsiednim stoliku. Tak Tak, ja... Tak... tak... och, tak, ja... Znaliśmy ją wszyscy. Nazywała się Gale Cerman (wymawiało się Kerr-man) i studiowała na wydziale plastycznym. Nosiła okrągłe, druciane okulary i miała świetną figurę. Była powszechnie lubiana, ale koleŜanki z pokoju jej nie znosiły. Niewiele udzielała się towarzysko, chociaŜ naleŜała do najbardziej adorowanych dziewcząt w kampusie. Była okropna, ale miła. Była niebywale Ŝywa, ale rzadko zabierała głos i prawie nigdy się nie uśmiechała. Była w ciąŜy i chorowała na białaczkę. Była lesbijką, którą zamordował jej chłopak. Siedemnastego marca była truskawkowa wiosna i wszyscy znaliśmy Gale Cerman. W kampusie pojawiło się pół tuzina samochodów policji stanowej; większość zaparkowała przed Judith Franklin Hall, gdzie mieszkała Cerman. Kiedy o dziesiątej rano przechodziłem tamtędy w drodze na zajęcia, kazano mi się wylegitymować. Głupi nie byłem. Pokazałem im dokument i nie robiłem Ŝadnych uwag. - Czy nosisz przy sobie nóŜ? - zapytał chytrze policjant. - Czy chodzi o Gale Cerman? - próbowałem się dowiedzieć, gdy juŜ oświadczyłem, Ŝe najniebezpieczniejszą rzeczą, jaką ze sobą noszę, są klucze przypięte do zasuszonej króliczej łapki. - Dlaczego pytasz? - nasroŜył się. Na zajęcia spóźniłem się pięć minut. Panowała truskawkowa wiosna i tej nocy nikt juŜ nie chodził samotnie po terenie na poły akademickiego, na poły magicznego kampusu. Ponownie pojawiła się mgła pachnąca morzem, cicha i otchłanna. Mniej więcej o dziewiątej wieczorem wpadł do pokoju kolega, z którym mieszkałem. Od siódmej wytęŜałem mózgownicę, mozoląc się nad esejem o Miltonie. - Złapali go - oświadczył. - Słyszałem to w Grinder. - Od kogo? - Nie wiem. Od jakiegoś chłopaka. Zrobił to jej narzeczony. Nazywa się Carl Amalara. Rozparłem się na krześle. Poczułem ulgę, a jednocześnie byłem trochę rozczarowany. Takie nazwisko nie budzi wątpliwości. Musiała to być prawda. Najzwyklejsze, odraŜające, nędzne morderstwo z namiętności. - W porządku - powiedziałem. - I bardzo dobrze. Wybiegł z pokoju, Ŝeby dalej rozgłaszać wieść. Jeszcze raz przeczytałem swój esej o Miltonie i nie mogąc dojść do tego, co chciałem powiedzieć, podarłem go, po czym zacząłem pisać od początku. O wszystkim doniosła poranna prasa. Zamieściła aŜ nieprzyzwoicie wyraźne zdjęcie Amalary - zapewne ze świadectwa ukończenia szkoły średniej - pokazujące raczej smętnie wyglądającego chłopaka o oliwkowej cerze, ciemnych oczach i z dziobami na nosie. Amalara nie przyznał się jeszcze do winy, ale wszystkie okoliczności wskazywały na niego. On i Gale Cerman przez ostatni miesiąc bardzo się kłócili, a tydzień przed morderstwem zerwali ze sobą. Jego kolega z pokoju powiedział, Ŝe ostatnio Amalara był „przybity”. W kuferku pod jego łóŜkiem policja znalazła kupiony u L.L. Beansa nóŜ myśliwski o osiemnastocentymetrowej klindze i ewidentnie pociętą noŜyczkami fotografię jego narzeczonej. Obok zdjęcia Amalary widniała teŜ podobizna Gale Cerman. Obok blondynki o raczej mysim wyglądzie i w okularach dostrzec moŜna było trochę rozmazanego psa oraz flaminga z rozpostartymi skrzydłami. Na twarzy Gale Cerman gościł pełen zakłopotania uśmiech. MruŜyła oczy i rękę trzymała na łbie psa. A więc to prawda. To musiała być prawda. Następnej nocy znów wystąpiła mgła, która słała się jak bluszcz, spowijając świat w nieprzytomnej ciszy. Wyszedłem tego wieczoru na spacer. Bolała mnie głowa i miałem ochotę zaczerpnąć nieco świeŜego powietrza. Pachniało wiosną; która z wolna usuwała ze swej drogi niechętnie ustępujący śnieg, zostawiając za sobą pozbawione Ŝycia łaty zeszłorocznej trawy, nagie i niczym nie zakryte jak głowa wiekowej babci. Dla mnie był to jeden z najczarowniejszych wieczorów, jakie pamiętam. Ludzie, których mijałem pod otoczonymi halo latarniami, byli mruczącymi cieniami i sprawiali wraŜenie spleconych ramionami, patrzących sobie w oczy kochanków. Śnieg topił się i odpływał, topił się i odpływał, kaŜdy podmuch wiatru osuszał świat, a mroczne morze zimy odpływało w niepamięć. Spacerowałem prawie do północy, do chwili, kiedy byłem juŜ przemoczony do suchej nitki, a w alejkach zaroiło się od cieni, w krętych przejściach usłyszałem wiele tłumionych mgłą kroków. Kto powie, Ŝe jednym z tych cieni nie był człowiek, czy stwór, nazwany Springheel Jack? Na pewno nie ja, poniewaŜ minąłem wiele cieni, ale we mgle nie rozróŜniałem twarzy. Następnego dnia obudził mnie dochodzący z korytarza zgiełk. Wylazłem zobaczyć, co się dzieje. Dłońmi doprowadziłem do jakiego takiego stanu fryzurę i przeciągnąłem włochatą gąsienicą, w którą podstępnie zamienił się mój język, po suchym jak pieprz podniebieniu. - Wykończył następną - powiedział ktoś z pobladłą z wraŜenia twarzą. - Muszą go wypuścić. - Kogo? - Amalarę! - wykrzyknął inny rozradowany głos. - Kiedy to się stało, on siedział w więzieniu. - Stało się co? - dopytywałem się cierpliwie. Wiedziałem, Ŝe wcześniej czy później dowiem się wszystkiego. Tego byłem pewien. - Dziś w nocy zabił następną. Teraz ciągle jej szukają. - Kogo szukają? Przede mną znów zamajaczyła ta blada twarz. - Nie kogo. Czego. Jej głowy. Ktokolwiek zabił tę dziewczynę, zabrał ze sobą jej głowę. New Sharon nie jest duŜą uczelnią, a w tamtych latach była
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plsylkahaha.xlx.pl
|
|
|