Tom Clancy 9.2 - Tęcza Sześć

Podstrony
 
Tom Clancy 9.2 - Tęcza Sześć, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tom Clancy
Tęcza Sześć
Tom drugi
Tłumaczył: Krzysztof Sokołowski i Andrzej Zieliński
Data wydania: 1998
Data wydania oryginalnego: 1998
Tytuł oryginału:
Rainbow Six
Spis treści:
20 Kontakty
21 Rozwój
22 Przeciwdziałanie
23 Czuwanie
24 Obyczaje
25 Wschód słońca
26 Rozwiązania
27 Sposób przenoszenia
28 W świetle dnia
29 Po burzy
30 Perspektywy
31 Ruch
32 Krwawe żniwo
33 Igrzyska
34 Igrzyska trwają
35 Maraton
36 Wysokie loty
37 Gasnący płomień
38 Rozwiązanie
39 Harmonia
Epilog Wiadomości
20
Kontakty
Zdawała sobie sprawę z tego, że choruje. Nie była pewna jak ciężko, ale widziała, że
czuje się bardzo źle. Mimo podawanych jej środków uśmierzających ból, Mary Bannister była
jeszcze na tyle przytomna, by się bać, że ciężko choruje. W szpitalu była do tej pory tylko raz,
kiedy zwichnęła kostkę i ojciec obawiał się, że może być złamana, a teraz leżała w szpitalnym
łóżku z kroplówką przy boku, w jej prawym ramieniu tkwiła igła łącząca ciało z kroplówką i sam
ten widok ją przeraził, choć narkotyki niemal całkowicie ją otumaniały. Nie wiedziała, jakie
środki jej podają. Doktor Killgore powiedział, że otrzymuje płyny celem niedopuszczenia do
odwodnienia organizmu i coś jeszcze, tak powiedział, prawda? Potrząsnęła głową, bardzo chciała
odzyskać przytomność umysłu, wszystko sobie przypomnieć. Opuściła nogi na podłogę po
prawej stronie łóżka i wstała chwiejnie. Drżała na całym ciele. Pochyliła się, by sprawdzić, co
wisi na urządzeniu do podawania kroplówki. Miała kłopoty ze skupieniem wzroku, zbliżyła
twarz do tych różnych woreczków i stwierdziła, że opisane są nazwami, których nie potrafi
zrozumieć. Wyprostowała się, próbowała skrzywić twarz w namyśle, ale nie do końca się jej to
udało. Rozejrzała się po sali. Drugie łóżko oddzielone było czymś, co przypominało wysoką na
półtora metra ceglaną ściankę i stało puste. Dostrzegła umieszczony na przeciwległej ścianie
telewizor, w tej chwili wyłączony. Kafelkowa podłoga chłodziła jej bose stopy. Drewniane drzwi
zamykały się nie na klamkę, lecz na zamek — były to zwykłe szpitalne drzwi, ale tego,
oczywiście, nie wiedziała. Nie dostrzegła ani śladu telefonu. Czy w szpitalnych salach znajdują
się telefony? Czy jest w szpitalu? Wyglądało to jak szpital, sprawiało wrażenie szpitala, ale
dziewczyna zdawała sobie sprawę z tego, że myśli wolniej niż zazwyczaj. Czuła się zupełnie tak,
jakby za dużo wypiła — nie tylko fizycznie źle; nie panowała też nad ciałem i miała wrażenie, że
coś jej zagraża. Wiedziała, że musi coś zrobić, choć nie miała pojęcia, co. Przez chwilę stała
nieruchomo, rozważając ten problem, po czym ujęła uchwyt urządzenia kroplówki i ruszyła w
stronę drzwi. Na szczęście mechanizm kroplówki zasilany był z baterii, a nie z gniazdka. Stelaż
toczył się gładko na gumowych kołach.
Drzwi, jak się okazało, nie były zamknięte. Otworzyła je i dyskretnie rozejrzała się po
korytarzu. Nie dostrzegła nikogo. Ruszyła przed siebie, ciągnąc kroplówkę. Ani po jednej, ani po
drugiej stronie korytarza nie znalazła stanowisk pielęgniarek, ale specjalnie jej to nie zmartwiło.
Skręciła w prawo, pchając kroplówkę przed sobą. Szukała czegoś, choć na dobrą sprawę nie
wiedziała nawet, czego. Skupiła wzrok i próbowała kolejnych drzwi. Znajdowała wyłącznie
ciemne pokoje, śmierdzące środkami dezynfekującymi. Dotarła do końca korytarza. Te drzwi
oznaczone były symbolem T-9, a w pokoju, do którego prowadziły nie było łóżek, lecz biurko i
komputer. Monitor świecił, co oznaczało, że komputer jest włączony. Podeszła bliżej i obejrzała
go sobie dokładnie. Pecet, a ona wiedziała, jak pracować na pececie. Dostrzegła modem. A więc
może... co właściwie?
Przez dobrych kilka minut stała nieruchomo, pogrążona w myślach. Wreszcie
uświadomiła sobie, że może przecież wysłać wiadomość ojcu.
* * *
Piętnaście metrów i jedno piętro dalej Ben Farmer najpierw odwiedził toaletę, potem nalał
sobie kawy, a teraz opadł na kręcone krzesło i wrócił do lektury „Bio-Watch”. O trzeciej nad
ranem w budynku panował, oczywiście, święty spokój.
Tato, nie wiem gdzie właściwie jestem. Mówią, że podpisałam zezwolenie na jakieś
testy medyczne, nowe lekarstwo czy coś, ale teraz czuję się bardzo kiepsko i
właściwie nie wiem, dlaczego. Podłączyli mnie do czegoś, igła w ramieniu i czuję
się kiepsko i...
Farmer skończył lekturę artykułu na temat efektu cieplarnianego i zabrał się do
sprawdzania podopiecznych. Komputer przerzucał na monitor obrazy z kolejnych włączonych
kamer, wszyscy chorzy grzecznie leżeli w łóżkach, zaraz...
...Nie wszyscy.
Co jest? — zdumiał się, czekając na kolejny przegląd kamer. Nie wychwycił kodu
nieobecnego pacjenta. Trwało to około minuty i już wiedział... o cholera, sala T-4 była pusta. To
dziewczyna, prawda? Obiekt K4, Mary Jakaśtam. Gdzie ją poniosło, do diabła? Włączył
obserwację bezpośrednią i przejrzał korytarze. Nikogo nie znalazł. Nikt nie próbował przedrzeć
się przez drzwi do reszty kompleksu. Oba przejścia zostały zamknięte i były wyposażone w
alarm. Gdzie, do cholery, są ci lekarze? Na stanowisku była teraz jakaś baba, Lani Cośtam, nikt
jej nie lubił, cholerna suka. Killgore też za nią nie przepadał, inaczej nie miałaby raz za razem
nocnego dyżuru. Palacheck, tak się baba nazywała. Ciekawe skąd pochodzi? Czeszka?
Podniósł do ust mikrofon.
— Doktor Palacheck, doktor Palacheck, proszę skontaktować się z ochroną — nadał
przez głośniki kompleksu. W trzy minuty później zadzwonił telefon.
— Doktor Palacheck. Co się dzieje?
— Obiekt K4 wybrała się na spacer. Nie mam jej na kamerach.
— Już idę. Proszę zawiadomić doktora Killgore’a.
— Tak jest. — Strażnik wystukał odpowiedni numer z pamięci.
— O co chodzi? — usłyszał w słuchawce znajomy głos.
— Mówi Ben Farmer. K4 znikła z sali. Właśnie jej szukamy.
— Dobra, zadzwońcie kiedy ją znajdziecie. — Połączenie zostało przerwane. Killgore
najwyraźniej nie przejął się zniknięciem tej Mary. Jeśli spróbuje wyjść z budynku, ktoś z
pewnością ją zauważy.
* * *
Na ulicach Londynu nadal było tłoczno. Iwan Pietrowicz Kirilienko mieszkał blisko
ambasady, do pracy chodził więc piechotą. Chodniki wypełniali śpieszący się przechodnie —
Brytyjczycy są z reguły ludźmi uprzejmymi, londyńczycy wydają się jednak pędzić gdzieś
bezustannie.
Na uzgodnionym rogu znalazł się dokładnie o ósmej dwadzieścia. Zatrzymał się, czekając
na zmianę świateł. W lewej dłoni trzymał konserwatywny dziennik „Daily Telegraph”.
Podmiany dokonali płynnie. Nie padło ani słowo, dwukrotne stuknięcie w łokieć
powiedziało mu, że ma rozluźnić palce, by pozwolić na wymianę jednego egzemplarza gazety na
drugi. Odbyło się to nisko, poniżej poziomu talii, dzięki czemu nikt z przechodniów nie mógł
niczego zauważyć. Tłum osłonił ich też przed kamerami, które mogły zostać rozmieszczone na
dachach domów stojących przy tym ruchliwym skrzyżowaniu. Rezydent z trudem
powstrzymywał uśmiech. Praca w terenie zawsze sprawiała mu przyjemność. Mimo zajmowanej
obecnie wysokiej pozycji nadal lubił codzienną pracę szpiega. Udowadniał samemu sobie, że
nadal jest równie dobry jak ci młodzi, którzy dziś dla niego pracowali. Po kilku sekundach
zmieniło się światło i mężczyzna w ciemnym płaszczu oddalił się szybko, trzymając w dłoni
gazetę.
Od ambasady Kirilienkę dzieliły jeszcze dwie przecznice. Przeszedł przez żelazną bramę,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylkahaha.xlx.pl
  •  
    Copyright 2006 MySite. Designed by Web Page Templates