Transatlantyki - Rozdział IV

Podstrony
 
Transatlantyki - Rozdział IV, Książki, Witold Urbanowicz - Transatlantyki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział IV
Na przełomie wieków 
Wyścig mózgów i pieniędzy
Kończył się pionierski i heroiczny w dziejach żeglugi transatlantyckiej wiek 
XIX, wiek samotnych zapaleńców oraz geniuszów technicznych, wielkich 
organizatorów handlu morskiego i biznesmenów, wyzyskujących wzloty i 
upadki twórców nowej, mechanicznej ery na siedmiu morzach świata. 
Na Atlantyku wiedli prym Anglicy przez cały odchodzący wiek XIX. Ich 
osiągnięcia były znakomite  i dawały  im niemal monopol na  lukratywny 
przewóz  pasażerów  oraz ładunków.  Nie mniej  wielkie  były  osiągnięcia 
brytyjskiej  techniki  okrętowej  i  budowy maszyn.  Ktokolwiek  chciał po‐
myślnie zacząć nową żeglugę, musiał zwrócić się do stoczni angielskich. 
Rosły również porty angielskie, a na ich czele stały Liverpool  i Londyn, 
choć konkurowały ze sobą o lepsze i szybsze przeładunki. Zaczynał wzra‐
stać Southampton, który planował przechwycenie największych statków 
do swych łatwiej dostępnych basenów. 
W ciągu ostatnich 60 lat co najmniej 30 wybitnych liniowców uznanych 
jako  „ekspresowe”  współzawodniczyło  ze  sobą.  Od  „Great  Western” 
(1340 RT) do olbrzyma swych czasów „Kaiser Wilhelm der Grosse”  (14 
349 RT) czas przebycia oceanu na zachód zmalał z 13 dni, 6 godzin do 5 
dni, 20 godzin, czas na wschód zaś z 14 dni, 17,5 godziny do 5 dni, 18 
godzin i 40 minut. Nie był to oczywiście koniec rekordów. 
Do  wyścigu  Anglików  z  Amerykanami  stają  pod  koniec  wieku  nowi 
przybysze:  Niemcy,  Francuzi,  Holendrzy  i  inni.  Teraz  postęp  techniki 
okrętowej pozwala na budowę wielkich statków o nowych, oszczędniej‐
szych i wydajnych siłowniach, wyposażonych coraz lepiej przeciw zagro‐
żeniom oceanu. Można więc i trzeba często wprowadzać nowe statki na 
trasę, aby pozostawać na czołowych pozycjach wyścigu techniki prędkości 
i  komfortu.  Nie  wolno  stanąć  ani  na  chwilę.  Kto  pierwszy  przebędzie 
Atlantyk w mniej niż 5 dni? 
Amerykanie przeżywali porażki przez dziesiątki lat. Ich przedsiębiorczy 
ludzie, jak Collins, potrafili prześcigać rywali, ale nie mogli utrzymać 
82 
tempa z braku oparcia o duże kapitały i pomoc państwową. Lata mijały i 
stawały  się  coraz  trudniejsze  dla  prowadzenia  shippingu,  również  dla 
Anglików.  I wtedy ze strony Amerykanów nastąpił kolejny krok ku zdo‐
byciu  prowadzenia  na  oceanie  —  starannie  obmyślany  atak  wielkiego 
kapitału i wpływów I. Pierponta Morgana. Już poprzednio powstało, przy 
pomocy wkładu  finansowego należącej do Morgana kolei Pennsylvania, 
przedsiębiorstwo armatorskie American Steamship Co., zwane American 
Line, które miało stworzyć nową, silną flotę transatlantycką, ale wskutek 
trudności  przeszło  pod  kontrolę  nowego  przedsiębiorstwa  — 
International Navigation Co. z Filadelfii, które wcześniej wchłonęło Red 
Star Line. Wkrótce objęło ono także Inman Line, która musiała poddać się 
likwidacji. Ten nowy, wielki armator amerykański pozostawiał objęte floty 
pod banderą brytyjską, ale rósł w siłę. I oto Morgan przekształca w roku 
1902  owego  armatora w  nową organizację —  International Mercantile 
Marine Company  (IMM)  z  kapitałem ośmiokrotnie większym — 24 min 
funtów. 
Był to największy ewenement w shippingu na początku XX wieku. Nowa 
spółka  niebawem  wykupiła  wszystkie  udziały  dużych  armatorów 
brytyjskich: White Star Line, Dominion, Leyland oraz oczywiście American 
Line, Atlantic Transport i Red Star Line. 
Był  to świetny  przykład  rozgrywki  najwyższej  kategorii,  która  pod‐
porządkowała  Morganowi  około  120  liniowców  i  dała  mu  rzeczywistą 
kontrolę nad żeglugą atlantycką. Nie przejmowano jednak statków brytyj‐
skich pod banderę amerykańską, co byłoby nie do przyjęcia dla brytyj‐
skiej admiralicji, która ingerowała w budowę ważniejszych statków i ich 
wykorzystanie. 
Nowa  organizacja  amerykańska  nabywała  również  częściowo  akcje 
innych armatorów i mogła zmieniać oraz koordynować obsługę linii przez 
statki różnych spółek, które kontrolowała. Ponadto miała spory wpływ 
nawet na  innych, niezależnych armatorów, których wciągała do współ‐
pracy. Tak na przykład nie wykupiono całego kapitału Holland—Amerika 
Lijn,  lecz 51%,  a nieco później udział w  tym wzięli  również armatorzy 
niemieccy. 
Ale oto ta groźna IMM wpadła niebawem w kłopoty finansowe, co było 
naturalnym skutkiem „połknięcia” zbyt dużej dawki naraz. Musiano zmie‐
nić organizację i powiększono udziały, czyli kapitał, do 30 min funtów. 
Wtedy  to  utworzono  również  nowe  amerykańskie  przedsiębiorstwo 
United States Mail Shipping Co., które stało się poprzednikiem obecnego 
czołowego armatora — United States Lines. 
Rozwój tych wydarzeń stanowił wstrząs dla armatorów angielskich — 
wręcz zagrożenie ich egzystencji. Popłynęły skargi i wezwania do rządu 
o pomoc. Istotnie, ani rząd, ani admiralicja nie mogły nie rozważyć nowej 
sytuacji na Atlantyku. Wynikiem licznych narad była decyzja stawiająca 
przed czołowym armatorem, Cunardem, zadanie budowy dwóch najwięk‐
szych i najszybszych liniowców, daleko wyprzedzających wszystkie stat 
«* 
83 
ki na oceanie. Warunkiem koniecznym realizacji tego zadania była finan‐
sowa pomoc państwa, którą rozpatrywała specjalna komisja admiralicji. 
Rozważano budowę statków, od 20‐węzłowego za około 350 tys. funtów, 
do 26‐węzłowego za około 1250 tys., który ponadto wymagałby rocznej 
subwencji rzędu 200 tys. funtów. Stanęło na decyzji budowy w najkrót‐
szym czasie dwóch liniowców o prędkości 25 węzłów. W związku z tym 
skarb państwa przyznał Cunardowi pożyczkę oraz subsydium roczne, za 
które oba statki miały być przekazane do dyspozycji rządu na wypadek 
wojny. 
Do projektowania tych liniowców przystąpiono niezwłocznie. Imponu‐
jące  decyzje  rządu  brytyjskiego  wzbudziły  dużą  uwagę  Amerykanów  i 
wielu  innych  rywali.  Było  to  wyzwanie  dla  dumy  narodowej,  prestiżu 
państw  i  ich  pozycji  na  Atlantyku. Żeglugowcy  Stanów  Zjednoczonych, 
Niemiec i Francji rewidowali osiągnięcia swych flot i rozważali przeciw‐
działanie oczywistemu zagrożeniu. Teraz rozgorzeje walka bez pardonu — 
wyścig mózgów i pieniędzy o niespotykanej dotychczas skali i zaciętości. 
Zanim  jednak  przygotowano  realizację  tych  rekordowych  liniowców, 
Cunard  kontynuował  odnowę  i  rozbudowę  swej  floty,  przy  czym  rósł 
apetyt na liniowce pasażerskie o znacznym tonażu. Na przełomie wieków 
flota jego składała się tylko z 8 statków, wśród których były znane nam 
już „Campania” i „Lucania”. Potem włączono większe statki, budowane w 
roku 1900, „Ivernia” (14 058 RT — 15 w.) i „Saxonia” (14 281 RT — 15 w.), 
mające po 1964 miejsc pasażerskich w trzech klasach. J^ływały one przez 
około 12 lat do Nowego Jorku, a gdy przyszły nowsze statki — przeszły na 
linię z Triestu do Nowego Jorku. 
W  trzy  lata  później  dołączono  do  tej  floty  nowy,  większy  liniowiec 
„Carpathia” (1903 — 13 555 RT — 14 w.) o 1704 miejscach w dwóch kla‐
sach (I klasa — 204 i III — 1500), co było nowością i zapowiedzią znacz‐
nych przemian w układach klas pasażerskich. Statek ten wsławił się ura‐
towaniem największej liczby rozbitków z „Titanica”. Pod koniec pierwszej 
wojny światowej został storpedowany na Atlantyku Północnym. 
W tych latach do praktyki armatorskiej docierała nowa zdobycz techniki 
—  turbina  parowa.  Znane  już  były  osiągnięcia  techniczne  Charlesa  A. 
Parsonsa,  a  zwłaszcza  jego  eksperymentalny  statek  „Turbina”  (1894), 
który  zjawił  się  niespodziewanie  na  wielkiej  paradzie  brytyjskiej  floty 
wojennej w Spithead, w roku 1897, z okazji jubileuszu królowej Wiktorii. 
Widzowie byli oszołomieni widokiem tego małego stateczku, pędzącego z 
prędkością 34,5 węzła, jakiej sobie wówczas nie wyobrażano. Dziś cała 
oryginalna część rufowa „Turbinii” z trzema wałami i trzema śrubami na 
każdym z nich stanowi cenny relikt historyczny i eksponat Science Mu‐
seum w Londynie. 
Bardziej  postępowi  i  odważni  armatorzy  zaczynali  rozważać  zastoso‐
wanie napędu turbinowego na liniowcach pasażerskich. Pierwszym była 
Allan Line, która zdecydowała się dać ten napęd swym liniowcom: „Vic‐ 
84 
 
torian”  i  „Virginian”.  „Victorian”  został  właśnie  pierwszym 
transatlantykiem‐turbinowcem w roku 1905, na linii kanadyjskiej. Sukcesy 
obu tych statków skłoniły również zarząd Cunarda do rozważenia budowy 
turbinowca.  Po  wielu  próbach,  między  innymi  na  dwóch  statkach  w 
kanale La Manche, z których jeden miał turbinę, a drugi maszyny tłokowe, 
zdecydowano  się  zastosować  turbinę  na  jednym  z  dwóch  nowo 
zamówionych statków. Były to: „Caronia” (pierwszy tego imienia, 1905 — 
19 594 RT), dwuśrubowy, z siłownią parową tłokową i „Carmania” (1905 
— 19 524 RT) z siłownią turbinową i trzema śrubami, z których środkową 
napędzała  turbina  wysokoprężna,  a  dwie  zewnętrzne  —  turbiny 
niskoprężne. Był to pierwszy turbinowiec Cunarda i trzeci na Atlantyku. 
Oba  statki  miały  nowy  system  hydraulicznego  zamykania  drzwi 
wodoszczelnych  z  mostku,  jako  pierwsze  u  Cunarda.  Oba  przeżyły 
pierwszą wojnę światową  jako  krążowniki pomocnicze  i  pływały do  lat 
1933  i 1932. Oba miały najpierw po 1750 miejsc, a po modernizacji w 
1924 roku ‐— 1440. Oba zostały złomowane. Obu tymi statkami osiągnął 
Cunard rząd wielkości 20 tys. RT, ale i w tym nie był pierwszy. Trzymał się 
we wszelkich innowacjach ścisłej czołówki, ale z reguły stosował je, kiedy 
już były  przynajmniej w  części wypróbowane. W wielkości  20  tys.  ton 
wyprzedził go najsilniejszy konkurent, White Star Line, którego ostatnim 
statkiem,  zbudowanym  przed  rokiem  1900,  był  poprzednio  omówiony 
„Oceanic”.  Ale  już  w  roku  1901  W
T
hite  Star  Line  wprowadziła  do 
eksploatacji nowy „Celtic” — drugi tego imienia (1901 — 20 904 RT — 16 
w.), który stał się pierwszym transatlantykiem przekraczającym 20 tys. RT. 
Za  nim  wszedł  bliźniaczy  „Cedric”  (1903  —  21  035  RT  —  16  w.). 
Założeniem obu  tych statków był wygodny, z umiarkowaną prędkością, 
przewóz pasażerów, toteż były one szersze i nieco krótsze niż „Oceanic”. 
Mogły brać sporo ładunków i miały ponad 3000 miejsc, w czym w klasie I 
—  tylko  około  350, w  II —  160,  a w  III —  aż 2350 miejsc.  Pływały  z 
Liverpoolu i Southamptonu do Nowego Jorku. W czasie pierwszej wojny 
światowej  woziły  wojsko.  Zostały  złomowane  na  początku  lat 
trzydziestych.  Ten  typ  transatlantyka  określono  jako  „pośredni” 
(
intermediate
)  pomiędzy  rekordowcami,  czyli  „ekspresowymi”,  a  całą 
rzeszą starszych, powolnych statków pasażersko‐towarowych. Określenie 
to nie odnosi się jednak do układu klas pasażerskich oraz ich wzajemnych 
stosunków w liczbie miejsc, te bowiem ulegały ciągłym zmianom i były 
rozmaicie ustalane przez armatorów. Bardziej systematyczny układ klas 
wyrobił się później. 
Jak wiadomo, White Star Line znajdowała się w amerykańskiej organi‐
zacji IMM, stanowiąc jej mocny trzon jako armator poważny i rozwijający 
się stale. Toteż jej flota wzrastała nie tylko drogą nowych inwestycji, lecz 
również przez różne przesunięcia w łonie IMM w myśl zdrowej koordyna‐
cji. Słabszych armatorów ograniczano w liczbie ich linii żeglugowych, ko‐ 
masując pewne kierunki w  ręku mocniejszych. W  ten  sposób w pierw‐
szych latach XX wieku White Star Line otrzymała cztery statki od Do‐ 
86 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylkahaha.xlx.pl
  •  
    Copyright 2006 MySite. Designed by Web Page Templates