Upadłe Anioły 07 - Idealna róża ...

Podstrony
 
Upadłe Anioły 07 - Idealna róża - Putney Mary Jo, Romanse historyczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wierz
ħ
i dzi
Ļ
, tak jak wierzyłem, b
ħ
d
Ģ
c dzieckiem,
Ň
e
Ň
ycie ma swój sens, swój cel i swoj
Ģ
cen
ħ
;
Ň
e
Ň
adne cierpienie nie jest daremne;
Ň
e ka
Ň
da kropla krwi i ka
Ň
da łza s
Ģ
policzone;
Ň
e tajemnica
Ļ
wiata kryje si
ħ
w słowach
Ļ
wi
ħ
tego Jana:
„Deus Caritas est" -
„Bóg jest Miło
Ļ
ci
Ģ
".
Francois Mauriac
L
Prolog
Londyn, 1794
JL~S
ziecko stało cicho jak myszka, nie odrywaj
Ģ
c oczu od młodej pary, któ-
ra przemierzała spacerowym krokiem obskurn
Ģ
uliczk
ħ
nad brzegiem rzeki.
Jak
Ň
e ró
Ň
nili si
ħ
oni od stałych mieszka
ı
ców ubogiej dzielnicy! Ubrania
spacerowiczów były czyste, w ich głosie brzmiał
Ļ
miech.
W dodatku oboje jedli gor
Ģ
ce paszteciki z mi
ħ
sem. Mała dziewczynka
chciwie wdychała smakowity zapach.
Wysoki d
Ň
entelmen wykonał r
ħ
k
Ģ
gest tak zamaszysty,
Ň
e spory kawałek pasz-
tecika odłamał si
ħ
i upadł na zabłocony bruk. Nawet nie zwrócił na to uwagi.
Strach nauczył dziecko cierpliwo
Ļ
ci, zaczekało wi
ħ
c do chwili, gdy nie-
znajomi oddalili si
ħ
nieco. Dłu
Ň
ej nie mogło zwleka
ę
w obawie,
Ň
e jaki
Ļ
bezpa
ı
ski pies albo szczur porwie smakowity k
Ģ
sek. S
Ģ
dz
Ģ
c,
Ň
e ze strony
spacerowiczów nic jej ju
Ň
nie grozi, mała w kilku susach dopadła łupu i we-
pchn
ħ
ła do ust kawałek pasztecika. Był jeszcze ciepły i wydał si
ħ
jej naj-
wspanialszym na
Ļ
wiecie smakołykiem.
Młoda dama ni st
Ģ
d, ni zow
Ģ
d obejrzała si
ħ
. Dziewczynka znieruchomia-
ła, maj
Ģ
c nadziej
ħ
,
Ň
e nie zostanie dostrze
Ň
ona.
ņ
ycie bardzo wcze
Ļ
nie na-
uczyło j
Ģ
,
Ň
e lepiej nie rzuca
ę
si
ħ
nikomu w oczy.
ń
li chłopcy ciskali w ni
Ģ
kamieniami. Jaki
Ļ
zły człowiek zwabił j
Ģ
do siebie kawałkiem kiełbasy, a po-
tem podniósł na wysoko
Ļę
swojej twarzy i zacz
Ģ
ł obmacywa
ę
. Mała była
przekonana,
Ň
e chce j
Ģ
po
Ň
re
ę
, wi
ħ
c ugryzła go, a on natychmiast j
Ģ
pu
Ļ
cił.
Co prawda zaraz rzucił si
ħ
w pogo
ı
za uciekaj
Ģ
c
Ģ
, obsypuj
Ģ
c j
Ģ
wyzwi-
skami, ale przecisn
ħ
ła si
ħ
pod chwiejnym ogrodzeniem i ukryła na
Ļ
mietni-
sku. Zjadła tam kawałek kiełbasy, który dostała. Od tej pory miała si
ħ
na
baczno
Ļ
ci przed nim, a tak
Ň
e przed innymi m
ħŇ
czyznami; w ich oczach mógł
równie
Ň
pojawi
ę
si
ħ
ten sam złowrogi błysk.
9
ĺ
liczna ciemnowłosa dama uniosła brwi i zwróciła si
ħ
z u
Ļ
miechem do
swego towarzysza:
- Spójrz, Thomasie! Jaka porz
Ģ
dnicka, sprz
Ģ
ta po nas okruchy!
U
Ļ
miechała si
ħ
przy tym miło, ale dziewczynka cofn
ħ
ła si
ħ
ze strachem.
Wówczas nieznajoma przykucn
ħ
ła i jej bł
ħ
kitne oczy znalazły si
ħ
na wy
soko
Ļ
ci oczu dziecka.
- Nie bój si
ħ
, kochanie! Chcesz j
kawałek?
I wyci
Ģ
gn
ħ
ła r
ħ
k
ħ
z resztk
Ģ
pasztecika, by przywabi
ę
mał
Ģ
.
Dziecko zawahało si
ħ
. Przecie
Ň
tamten zły człowiek te
Ň
j
Ģ
kusił jedze-
niem!... Ale to była pani... a pasztecik tak pachniał...
Jednym susem znalazła si
ħ
obok nieznajomej i porwała le
ŇĢ
cy na jej dłoni
smakołyk. Cofn
ħ
ła si
ħ
natychmiast i kilka kroków dalej po
Ň
arła smakołyk,
przez cały czas obserwuj
Ģ
c bacznie swych dobroczy
ı
ców.
- Biedne male
ı
stwo! - odezwał si
ħ
m
ħŇ
czyzna, nazwany przez sw
Ģ
to
warzyszk
ħ
Thomasem. Jego niski głos rozbrzmiał gromkim echem po ulicz
ce. - A jej rodzicom ch
ħ
tnie bym wyłoił skór
ħ
. Jak mo
Ň
na pozwoli
ę
takiej
kruszynie bł
Ģ
ka
ę
si
ħ
po ulicach!
Z jakiego
Ļ
ciemnego zak
Ģ
tka odpowiedział mu zgrzytliwy głos:
- Rodzice? To bezpa
ı
ski dzieciak! Łazi po okolicy od paru miesi
ħ
cy i
Ň
y
wi si
ħ
czym popadnie.
Dziecko rozpoznało głos. Nale
Ň
ał do starej, siwej kobiety, która całymi
dniami wystawała za drzwiami jednego z domów, niewidoczna w mrocznej
sieni,
Ļ
ciskaj
Ģ
c bezz
ħ
bnymi dzi
Ģ
słami glinian
Ģ
fajeczk
ħ
. Dziewczynka za-
pami
ħ
tała,
Ň
e starucha dała jej raz co
Ļ
do jedzenia i
Ň
e nigdy nie rzucała
w ni
Ģ
kamieniami. Była nieszkodliwa.
ĺ
liczna pani zmarszczyła brwi.
-
A wi
ħ
c to znajda?
-
Raczej sierota - odparła staruszka i wzruszyła ramionami. - Podobno
przypłyn
ħ
ła tu z jak
ĢĻ
kobiet
Ģ
, która umarła na nadbrze
Ň
u, ledwie zeszły na
l
Ģ
d. Stra
Ň
nik próbował złapa
ę
smarkul
ħ
,
Ň
eby odesła
ę
j
Ģ
do sieroci
ı
ca, ale
gdzie
Ļ
si
ħ
zaszyła. Od tej pory bł
Ģ
ka si
ħ
w tych stronach i
Ň
eruje jak mewa:
tu co
Ļ
złapie, tam co
Ļ
znajdzie...
ĺ
liczna pani była przera
Ň
ona.
-
Och, Thomasie! Nie mo
Ň
emy jej tu zostawi
ę
! Przecie
Ň
to takie male
ı
-
stwo, ma najwy
Ň
ej trzy latka!
-
To nie kotek, Mario. Nie mo
Ň
na wzi
Ģę
jej pod pach
ħ
i zabra
ę
ze sob
Ģ
-
odparł d
Ň
entelmen.
-
Czemu nie? Przecie
Ň
nikomu na niej nie zale
Ň
y! Wida
ę
sam dobry Bóg
skierował nas tutaj, by
Ļ
my spotkali to dziecko! Nie mamy własnego, a On
10
najlepiej wie, jak bardzo go pragniemy! - Na
Ļ
licznej twarzy Marii malował
si
ħ
smutek. Zaraz jednak odwróciła si
ħ
do małej i łagodnym gestem wyci
Ģ
g-
n
ħ
ła r
ħ
k
ħ
. - Podejd
Ņ
do nas, kochanie! Nie zrobimy ci nic złego.
Dziewczynka zawahała si
ħ
. Przekonała si
ħ
na własnej skórze,
Ň
e lepiej
by
ę
ostro
Ň
n
Ģ
. Ale na widok Marii powróciło wspomnienie innej
Ļ
licznej damy,
z poprzedniego, całkiem odmiennego
Ň
ycia, w którym nie było głodu, łach-
manów i brudnych zaułków, zanim... zanim...
Nie chc
Ģ
c wraca
ę
my
Ļ
l
Ģ
do przeszło
Ļ
ci, dziecko spojrzało w bł
ħ
kitne oczy
Marii. Dostrzegło w nich dobro
ę
i co
Ļ
wi
ħ
cej... Obietnic
ħ
nowego
Ň
ycia?
Z wolna, krok po kroku, dziewczynka przysuwała si
ħ
do dwojga nieznajo-
mych. Jej oczy biegały nieustannie od twarzy
Ļ
licznej pani do postaci towa-
rzysz
Ģ
cego jej d
Ň
entelmena. Gdyby si
ħ
poruszył, uciekłaby w popłochu, gdy
Ň
m
ħŇ
czyzn bała si
ħ
jeszcze bardziej ni
Ň
kobiet. Ten jednak stał spokojnie.
A oczy miał tak samo bł
ħ
kitne i tak samo dobre jak jego
Ň
ona.
Kiedy dziewczynka znalazła si
ħ
w zasi
ħ
gu jej r
ħ
ki,
Ļ
liczna pani pogłaskała
j
Ģ
czule po głowie.
- Masz jasne włosy, prawda? S
Ģ
takie brudne,
Ň
e nie domy
Ļ
liłam si
ħ
tego
od razu. Jakie to ładne: blondyneczka z wielkimi br
Ģ
zowymi oczami! Chcia-
łaby
Ļ
mie
ę
now
Ģ
mam
ħ
i nowego tat
ħ
, kochanie?
Mama... Tata... To były słowa z odległej, cudownej przeszło
Ļ
ci. Dziecko
stan
ħ
ło w obliczu dramatycznej alternatywy. Co przewa
Ň
y - trwoga przed
ponownym zagro
Ň
eniem czy rozpaczliwa t
ħ
sknota? I nagle nadzieja zatrium-
fowała nad l
ħ
kiem. Dziecko rzuciło siew ramiona
Ļ
licznej pani.
Maria porwała mał
Ģ
w obj
ħ
cia i przygarn
ħ
ła do siebie. W jej u
Ļ
cisku dziecku
było ciepło i bezpiecznie... Tak samo tuliła je pi
ħ
kna dama w dawnym, utra-
conym raz na zawsze
Ļ
wiecie.
-
Nie bój si
ħ
, moje serduszko! - powiedziała Maria. - Cho
ę
niektórzy
spogl
Ģ
daj
Ģ
na nas z góry, bo nie podoba im si
ħ
nasza profesja, nie zaznasz
u nas krzywdy. Nigdy ci nie zabraknie jedzenia ani miło
Ļ
ci! - Dziecko zdzi-
wiło si
ħ
na widok łez w bł
ħ
kitnych oczach
Ļ
licznej pani, która spojrzawszy
na m
ħŇ
a, dodała: - Nie rób takich gro
Ņ
nych min, irlandzki oszu
Ļ
cie! Dobrze
wiem,
Ň
e masz równie mi
ħ
kkie serce jak ja!
-
To nie mi
ħ
kkie serce, lecz raczej rozmi
ħ
kczenie mózgu - odparł cierp-
ko Thomas. - Masz jednak słuszno
Ļę
: nie mo
Ň
emy jej tutaj zostawi
ę
. Trzeba
j
Ģ
wsadzi
ę
do wanny i porz
Ģ
dnie wyszorowa
ę
... im pr
ħ
dzej, tym lepiej! -
Wzi
Ģ
ł dziecko za r
ħ
k
ħ
. - Jak ci na imi
ħ
, kochanie?
Speszone zainteresowaniem nieznajomego m
ħŇ
czyzny dziecko wtuliło
buzi
ħ
w szyj
ħ
nowej mamy. Pachniała czysto i słodko jak kwiaty po desz-
czu.
' '
Ɠ
I I
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylkahaha.xlx.pl
  •  
    Copyright 2006 MySite. Designed by Web Page Templates