Tori Carrington-Nic nie jest w ...

Podstrony
 
Tori Carrington-Nic nie jest w porzadku, Książki, Romanse i Erotyki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tori Carrington
Nic nie jest w porządku
Rozdział pierwszy
Dulcy Ferris usiłowała zapalić drżącymi rękami zaka-
zanego papierosa w kabinie toalety nocnego klubu ,,Rage’’
– obecnie najmodniejszego lokalu w Albuquerque, stolicy
stanu Nowy Meksyk – do którego zaciągnęły ją dwie
najserdeczniejsze przyjaciółki. Zapalniczka, którą od wie-
ków nosiła w torebce, nie chciała wykrzesać choćby
najdrobniejszej iskry.
W końcu jednak pojawił się wątły ogienek. Dulcy
z rozkoszą zaciągnęła się dymem, po czym usiadła na
zamkniętym sedesie, opierając głowę o chłodne kafelki.
Być może w oklepanym frazesie, że dopiero po trzy-
dziestce kobieca seksualność osiąga pełnię rozkwitu, kryło
się nieco prawdy. Pierwsza ochoczo głosiła, że te wszyst-
kie powiastki o tykającym zegarze biologicznym to czyste
brednie. Wcale nie dlatego zamierzała w przyszłym tygo-
dniu poślubić Brada Wheelera.
Zewnętrzne drzwi łazienki zostały otwarte energicz-
nym pchnięciem i do wewnątrz wdarła się głośna muzy-
ka. Dulcy wstała, wrzuciła papierosa do muszli, po czym
szybko zaczęła rozwiewać dłonią dym w nadziei, że nie
uruchomiła jakiegoś alarmu przeciwpożarowego. Drzwia-
mi kabiny wstrząsnęło szybkie stukanie. Normalnie po-
dobne pogwałcenie prywatności wyprowadziłoby ją z rów-
nowagi, teraz jednak powoli otworzyła drzwi i z wes-
tchnieniem rezygnacji wbiła wzrok w swoją przyjaciółkę,
Jenę McCade.
– Czy już nie można sobie spokojnie posiedzieć w toa-
lecie? – spytała Dulcy urażonym tonem.
– Przed chwilą paliłaś papierosa, prawda? Dobry Boże,
wszyscy wokół rzucają palenie, a nie odwrotnie – czyżbyś
tego nie zauważyła? – Jena skrzywiła twarz, sięgając
szybko do torebki.
Dulcy robiła, co mogła, by znaleźć się poza zasięgiem
rozpylacza jej perfum.
– Tylko tobie mogło przyjść do głowy chowanie się
w kiblu, gdy wokół aż się roi od fantastycznych facetów
– rzuciła Jena.
Dulcy wyprostowała się gwałtownie i obciągnęła krót-
ką, czarną, skórzaną spódnicę, którą kupiła pod wpływem
niezrozumiałego impulsu i której nigdy wcześniej nie
odważyła się włożyć. Fakt, że wokół rzeczywiście roiło się
od fantastycznych facetów, był głównym powodem jej
czmychnięcia do łazienki. Podeszła szybko do umywalki
i spryskała policzki zimną wodą. Gdy spojrzała w lustro,
ujrzała twarz Jeny wykrzywioną w grymasie dez-
aprobaty.
– O co chodzi? – spytała Dulcy.
– Oczywiście, zdajesz sobie sprawę, że właśnie zruj-
nowałaś swój makijaż.
Dulcy przyjrzała się uważnie własnemu odbiciu. Rze-
czywiście. Zrujnowała. No i co z tego? Przecież nie
przyszła tu, by złowić jakiegoś faceta.
 – Poczekaj chwilę.
Jena pogrzebała w torebce, po czym wyciągnęła kom-
pakt z pudrem i podkładem. Na jej idealnie umalowanej
twarzy malował się wyraz najwyższego potępienia, gdy
przejeżdżała gąbką po policzkach i nosie Dulcy.
Dulcy odepchnęła ją lekko.
– Nie chcę wyglądać, jakbym przyszła tu na podryw.
W fiołkowych oczach Jeny pojawiły się przewrotne
ogniki.
– To twój wieczór panieński, skarbie. Właśnie tak
powinnaś dziś wyglądać.
Dulcy szybko starła róż nałożony przez przyjaciółkę.
Nie. Właśnie tego nie chciała. I to z bardzo prostego
powodu: obawiała się, że gdyby podszedł do niej wyjątko-
wo przystojny facet, mogłaby się rzucić na niego i oddać mu
się na środku parkietu. I do czego by ją to doprowadziło?
Powoli uniosła szminkę do ust. Sztyft przesuwał się po
wargach gładko i miękko – tak niezwykle zmysłowo.
Dulcy gwałtownie zacisnęła powieki. Jeżeli rozpala ją już
dotyk własnej szminki, to znaczy, że znalazła się w po-
ważnych tarapatach.
Boże, gdyby Brad to wiedział, uznałby ją za największą
rozpustnicę na świecie. Brad...
– Gotowa? – spytała Jena, krzyżując ramiona i nie-
cierpliwie stukając czubkiem buta o podłogę.
Dulcy wetknęła szminkę do torebki. Dłużej nie uda jej
się zwlekać z powrotem na salę. Ostatecznie z własnej
nieprzymuszonej woli zgodziła się spędzić ten wieczór
z Jeną i Marie.
– Dulcy, oklapłaś – rzuciła Jena oskarżycielskim to-
nem godzinę później, unosząc swój kieliszek. – Za hokei-
stów... i ich jędrne pośladki.
 Dulcy roześmiała się i oznajmiła:
– Za miłość.
Jena gwałtownie potrząsnęła kruczoczarnymi włosa-
mi w odruchu obrzydzenia.
– Nie mogłaś wytrzymać, co? Musiałaś koniecznie to
zrobić. Musiałaś wypowiedzieć to słowo na M – rzuciła,
wzdychając głęboko.
– A co jest złego w słowie na M? – zdziwiła się Marie,
najmłodsza z przyjaciółek.
– Nic – odparła Dulcy.
Jena wykrzywiła usta:
– No cóż, ponieważ ten wieczór należy do ciebie,
powstrzymam się od gorącej polemiki – oznajmiła, od-
suwając od siebie pusty kieliszek. – Słuchaj, Dulcy. Jeszcze
nam nie powiedziałaś, jak się czujesz na osiem dni przed
własnym ślubem.
– Na pewno wspaniale – wtrąciła Marie, odwracając
się ku Jenie. – Brad to przecież cudownie seksowny
przystojniak.
Dulcy i Jena spojrzały na nią ze zdumieniem.
– No co? Przecież tak jest. – Wyraz przekonania zaczął
powoli znikać z twarzy Marie. – A nie?
– Oczywiście – przytaknęła Dulcy.
Szybko zagryzła wargi, by nie wyrzucić z siebie tego,
co od kilku miesięcy utrzymywała w głębokiej tajemnicy,
tego, że po pierwszej randce, pięć miesięcy temu, Brad
oświadczył jej bez ogródek, że wolałby, aby nie uprawiali
seksu. Najpierw tłumaczył, że nie chce niczego przy-
spieszać, a później – gdy dwa miesiące temu zostali
oficjalnie zaręczeni – że teraz równie dobrze mogą już
poczekać do nocy poślubnej.
Dulcy z początku uznała, że to dość dziwne. A zaraz
potem – będąc osobą obdarzoną bujną wyobraźnią – za-
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylkahaha.xlx.pl
  •  
    Copyright 2006 MySite. Designed by Web Page Templates