|
Podstrony |
|
|
- Index
- Ukochany, Ksiazki Diana Palmer, Palmer Diana
- Understanding the Impact of Childhood Sexual Abuse on Women's Sexuality, ♥ psychologia - inne (książki, artykuły), [EN] artykuły, child abuse
- True Blood S07E02 HDTV x264-KILLERS [eztv], Książki, True Blood S07
- True Blood S07E01 HDTV x264-KILLERS [eztv], Książki, True Blood S07
- Tolkien J.R.R. - Łazikanty, J.R.R Tolkien wszystkie książki
- Tolkien J.R.R. - Łazikanty, e-booki, J.R.R Tolkien wszystkie książki
- Transatlantyki - Rozdział I, Książki, Witold Urbanowicz - Transatlantyki
- Transatlantyki - Wstęp, Książki, Witold Urbanowicz - Transatlantyki
- Urządzanie akwarium(1), AKWARYSTYKA SŁODKOWODNA, akwarystyka - książki
- Transatlantyki - Rozdział VII, Książki, Witold Urbanowicz - Transatlantyki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tutakeja.pev.pl
|
|
|
|
|
Trzy wesela 03 -Kelly Leslie -Wesele po włosku, Książki |
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] KELLY LESLIE Wesele po włosku cykl: Trzy wesela There Goes The Groom That’s Amore! Prolog Ś luby powinny by ć prawnie zabronione. Tak pewnego poranka zadecydowała Daisy O’Reilly. Pewnego koszmarnego poranka, cho ć było to na wiosn ę i w dodatku w niedziel ę . Zabroni ć wszystkiego, od białej, dro Ŝ szej od samochodu sukni pocz ą wszy, a Ŝ po czarny smoking, w którym co drugi pan młody wygl ą da jak kelner. Precz z całym tym upiornym rytuałem, który dr ę czy Bogu ducha winnych ludzi i jest gorszy od inkwizycji. Koniec z tortur ą za ciasnych pantofli, ckliw ą muzyk ą , sztucznymi u ś miechami i przysi ę gami, które tak łatwo jest złama ć . Cały ten ś lubny cyrk to tylko i wył ą cznie studnia bez dna, w której nie do ść , Ŝ e topi si ę pieni ą dze, to jeszcze i marzenia. Niestety, w tej wła ś nie studni Daisy w pewnym sensie tkwiła na stałe, poniewa Ŝ razem z kuzynk ą prowadziła firm ę internetow ą , która dostarczała artykuły ś lubno-weselne. Biznes si ę kr ę cił, pieni ą dze do studni wpływały szerokim strumieniem. Daisy naprawd ę nie miała najmniejszego powodu, Ŝ eby kl ąć na dojn ą krow ę , dzi ę ki której nie chodziła goła, miała co je ść i dach nad głow ą . Mo Ŝ e i nie powinna kl ąć . A wi ę c przestanie, na pewno, ale dopiero w przyszłym miesi ą cu. Nie teraz, kiedy jest w dołku, bo wła ś nie porzucił j ą kolejny facet. – Jeszcze nie zadzwonił? Poderwała głow ę . W drzwiach pokoju, zawalonego towarem przeznaczonym do wysyłki, stała Trudy, kuzynka i współwła ś cicielka znamienitej firmy domeafavor.com. – Kto? – Jak to kto? Nie udawaj, Daisy, doskonale wiesz, o kogo mi chodzi. O Dana Kretynka. Ten głupek zmienił u ś miechni ę tego, szcz ęś liwego kwiatuszka, jakim była ś adekwatnie do swego imienia* [*Daisy (ang.) – stokrotka. (Przyp. tłum.)] , w melancholijn ą , nienawidz ą c ą romansów feministk ę o nazistowskich inklinacjach. Daisy w odpowiedzi chrz ą kn ę ła tylko i kontynuowała wkładanie do kartonu hawajskich wie ń ców ś lubnych. Nie z kwiatów, lecz z cukierków. Ciekawe, czy hawajskie panny młode nakładaj ą sobie co ś takiego na głow ę , rezygnuj ą c z welonów, a zamiast sukien przywdziewaj ą spódniczki hula z trawy. Je ś li tak, to na pewno wychodzi im to taniej, o wygodzie nawet ju Ŝ nie wspominaj ą c. – Tak ci si ę tylko wydaje, Trudy. Trudy wprawdzie nie podj ę ła dyskusji, za to postanowiła poda ć Daisy pomocn ą dło ń . Rzuciła torebk ę na zawalone biurko i chwyciła ta ś m ę . – Czyli nie zadzwonił? Nie szkodzi. Mała strata. – Tak. Miałam szcz ęś cie – wymamrotała Daisy, wkładaj ą c do kartonu faktur ę . – O nie, kochana. Wcale nie miała ś i nie masz. A wiesz, dlaczego? Bo wybierasz samych palantów, dlatego koniec zawsze jest Ŝ ałosny. Ciekawa jestem, kiedy to w ko ń cu do ciebie dotrze. – A... dzi ę kuj ę , Trudy. Rzeczywi ś cie umiesz pocieszy ć człowieka. Zamkn ę ła karton i przytrzymała, kiedy Trudy oklejała go ta ś m ą , naturalnie nie przerywaj ą c wym ą drzania si ę : – Nie obra ź si ę , Daisy, ale zupełnie nie rozumiem, dlaczego taka ładna i inteligentna dziewczyna jak ty umawia si ę tylko z debilami albo ze zwykłymi podrywaczami. Jakby ś sama si ę prosiła, Ŝ eby złama ć ci serce. Daisy milczała, niemile zaskoczona, Ŝ e kuzynka zdecydowała si ę tak gł ę boko zajrze ć jej do duszy. Stanowczo zbyt gł ę boko, czyli tam, gdzie ukrywaj ą si ę te wszystkie najgorsze problemy, które przesłaniaj ą blask sło ń ca i lazur nieba, w ogóle z Ŝ ycia czyni ą całkiem niemił ą imprez ę . Bo problem istniał, oczywi ś cie. Trudno było temu zaprzeczy ć . Przecie Ŝ sama Daisy nie raz i nie dwa, zwykle w ciemno ś ciach nocy sp ę dzanej solo, próbowała stworzy ć co ś w rodzaju listy swoich niebywałych zalet, które teoretycznie powinny przyci ą gn ąć do niej, nawet je ś li nie kogo ś całkiem super, to cho ć by normalnego faceta. Niestety, ta lista była Ŝ enuj ą co krótka i w rezultacie Daisy zgadzała si ę na randk ę z nast ę pnym Danem Kretynkiem czy Carlem Głupkiem, powtarzaj ą c sobie w duchu, Ŝ e nie ma co si ę łudzi ć . ś aden facet na poziomie nie zainteresuje si ę takim nieszcz ę snym kacz ą tkiem. Chyba Ŝ e ot tak, z nudów, na bardzo krótko. Jedna przesyłka gotowa, kolej na nast ę pn ą . Drugi karton pełen gad Ŝ etów dla jakiej ś szcz ęś liwej pary, która gdzie ś tam w Ameryce szykowała si ę do ś lubu. Ten niewielki karton zapełniły malutkie oczka z metalu, czyli amuleciki, które miały chroni ć od uroku, a mówi ą c precyzyjniej, odwraca ć złe spojrzenia. Dla Daisy ł ą czenie radosnego dnia ś lubu ze złymi spojrzeniami wydawało si ę troch ę bez sensu. Chocia Ŝ mo Ŝ e nie do ko ń ca, bo czyje ś spojrzenie mogło by ć nieprzychylne. Cho ć by przyszłej te ś ciowej... Metalowe oczka były jednak niczym w porównaniu z zawarto ś ci ą trzeciego pudła, któr ą stanowiły migdały. Po prostu migdały. A raczej nie po prostu, bo były to migdały w lukrze, do tego twarde jak kamyki. Podczas próby zgryzienia jednego z nich Daisy wypadła plomba. Kiedy ko ń czyły okleja ć ta ś m ą trzecie pudło, Trudy ponownie zabrała głos: – Powiedz, czy istnieje szansa, Ŝ e w ko ń cu dasz si ę namówi ć na randk ę z jakim ś facetem na poziomie? Daisy si ę gn ę ła po stosik pocztowych nalepek, wyplutych przed chwil ą przez drukark ę . – Taka sama, jak na znalezienie takiego wła ś nie faceta. Czyli zerowa, bo odnosz ę wra Ŝ enie, Ŝ e ten gatunek dawno ju Ŝ wymarł. Przetrwały same bubki, tacy, co to nosz ą z sob ą lusterko, Ŝ eby sprawdzi ć , czy fryzurka w porz ą dku. I ta ś m ę miernicz ą , Ŝ eby zmierzy ć swego... – Hm! Gło ś ne chrz ą kni ę cie zamkn ę ło Daisy usta i zmusiło do szybkiego spojrzenia w tył, poniewa Ŝ d ź wi ę k ten na pewno nie wyszedł z gardła kuzynki. Było to chrz ą kni ę cie zdecydowanie rodzaju m ę skiego. Facet w drzwiach wygl ą dał super i był cały w br ą zach. Włosy – br ą z jasny, oczy – br ą z błyszcz ą cy, uniform – br ą z bardzo dobrze znany, nosili go bowiem pracownicy współpracuj ą cej z Daisy firmy kurierskiej. Czyli nowy kurier, bo twarz nieznana. O matko! Ciekawe, czy słyszał jej głupi ą uwag ę , a po drugie ciekawe, jaki kolor ma teraz jej twarz. Czerwona jak czerwony cukierek czy jeszcze na etapie ró Ŝ owo ś ci waty cukrowej? – A wi ę c... Dzie ń dobry! – Dzie ń dobry! – przywitał j ą grzecznie, ale oczy mu si ę ś miały. Czyli słyszał, niestety, czego niezbitym dowodem był dalszy ci ą g jego wypowiedzi: – A tak na marginesie, to nigdy nie nosz ę z sob ą lusterka. Ta ś m ę miernicz ą owszem, słu Ŝ y mi do mierzenia przesyłek. Trudy parskn ę ła, ś miechem oczywi ś cie, ale na krótko, bo ju Ŝ stała w progu, ju Ŝ startowała do biegu. – Przepraszam, ale mam co ś pilnego do zrobienia. – Gdyby obłuda fruwała, Trudy byłaby jaskółk ą . Daisy odprowadziła j ą ponurym wzrokiem. Co ś pilnego do zrobienia... Si ą dzie sobie w biurze i b ę dzie chichota ć , Ŝ e jej ukochana kuzynka i wspólniczka zrobiła z siebie idiotk ę przed takim ś wietnym facetem. Ś wietny facet si ę przedstawił. – Jestem Neil. Neil... Hm... A dalej jak? Neil Neandertalczyk? Jak si ę ma pecha, to si ę go po prostu ma. Neandertalczycy, kretynki, głupki – tylko tacy faceci zagadywali do Daisy O’Reilly. Ci normalni nie. Ej, Wyluzuj, dziewczyno! Po co z góry uprzedza ć si ę do faceta, który zjawił si ę tu zaledwie przed sekund ą ? Mo Ŝ e wcale nie jest taki zły? O wła ś nie. ś aden Neandertalczyk, tylko Neil Wcale Nie Taki Zły. Nie. Głupota z tym wyluzowaniem. Lepiej spławi ć faceta od razu. Serce złamane raz na miesi ą c to wystarczaj ą ca norma. – Mo Ŝ esz wierzy ć albo nie, ale od czasu do czasu nazywaj ą mnie równym go ś ciem – powiedział Neil. – Podobno jestem nawet sympatyczny. Ci ęŜ ko pracuj ę i jestem... wolny! Tu nast ą pił u ś miech. O matko! Ale Ŝ on ma dołeczki! Autentyczne dołeczki w obu policzkach, dołeczki, w których po prostu mo Ŝ na si ę zatraci ć . Poza tym... Poza tym on powiedział to takim tonem! Wr ę cz... zach ę caj ą co. – A wi ę c jak? – spytał – Chcesz dalej trwa ć w prze ś wiadczeniu, Ŝ e normalnych facetów nie ma? Tak samo jak na przykład elfów? A mo Ŝ e pogadamy sobie chwil ę ? Powiesz mi, jak si ę nazywasz? – Niestety, jestem bardzo zaj ę ta – powiedziała, staraj ą c si ę usilnie, by zabrzmiało to jak najbardziej oschle i urz ę dowo. Spojrzenie, naturalnie, skierowane w bok, bo gdyby jeszcze raz spojrzała w jego stron ę , prawdopodobnie zacz ę łaby si ę gapi ć jak sroka w gnat, czyli w br ą zowe k ę dziorki wij ą ce si ę słodziutko za uszami. W drobniusie ń kie zmarszczki koło oczu, kiedy si ę u ś miechał. O wspaniałych, m ę skich po ś ladkach w głupich br ą zowych szortach nawet ju Ŝ nie wspominaj ą c. – W porz ą dku. – W jego głosie słycha ć było rozczarowanie, ale urazy chyba nie. – Wi ę c co masz dla mnie? – Ja... Aha... Trzy przesyłki. – Mo Ŝ na zabra ć ? Skin ę ła głow ą i natychmiast u ś wiadomiła sobie, Ŝ e nie. Wcale nie, przecie Ŝ nalepki trzymała w r ę ku. Przykucn ę ła i szybko je ponaklejała. – Gotowe – powiedziała. – Mo Ŝ na zabiera ć . Neil O Twarzy Prawie Idealnej, nie przestaj ą c si ę u ś miecha ć , wykr ę cił swoim małym wózkiem i ustawił na nim pudła. – Mo Ŝ e nast ę pnym razem, kiedy tu b ę d ę , przełamiesz si ę – rzucił przez rami ę , ruszaj ą c do drzwi. – Powiesz mi, jak masz na imi ę . Bardzo chciałbym to usłysze ć . Wyszedł, zostawiaj ą c j ą sam ą . Nie, nie sam ą , bo z lekkim zawrotem głowy. – Daisy – szepn ę ła, zdaj ą c sobie doskonale spraw ę , Ŝ e Neil ju Ŝ jej nie słyszy. – Nazywam si ę Daisy. Powiedział, Ŝ e chciałby to usłysze ć . Jakie to romantyczne... ś aden głupi podryw. Prosił o danie mu szansy udowodnienia, Ŝ e normalni, sympatyczni faceci istniej ą , a tak si ę składa, Ŝ e on jest jednym z nich. Niestety ona, speszona faktem, Ŝ e przypadkiem usłyszał, jej zło ś liwy komentarz, chciała pozby ć si ę go jak najpr ę dzej. Mówi ą c precyzyjniej, kogo chciała si ę pozby ć jak najpr ę dzej? Ano faceta, który najzwyczajniej w ś wiecie był dla niej miły. Tak. Neil Miły. A ona – Daisy Głupia Rozkojarzona Idiotka. Nabzdyczyła si ę , a teraz wiele by dała, Ŝ eby Neil Od Dawna Wyczekiwany po prostu jeszcze tu był. Po ś pieszyła si ę . Po prostu – nie pomy ś lała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plsylkahaha.xlx.pl
|
|
|