|
Podstrony |
|
|
- Index
- Ukochany, Ksiazki Diana Palmer, Palmer Diana
- Understanding the Impact of Childhood Sexual Abuse on Women's Sexuality, ♥ psychologia - inne (książki, artykuły), [EN] artykuły, child abuse
- True Blood S07E02 HDTV x264-KILLERS [eztv], Książki, True Blood S07
- True Blood S07E01 HDTV x264-KILLERS [eztv], Książki, True Blood S07
- Tolkien J.R.R. - Łazikanty, J.R.R Tolkien wszystkie książki
- Tolkien J.R.R. - Łazikanty, e-booki, J.R.R Tolkien wszystkie książki
- Transatlantyki - Rozdział I, Książki, Witold Urbanowicz - Transatlantyki
- Transatlantyki - Wstęp, Książki, Witold Urbanowicz - Transatlantyki
- Urządzanie akwarium(1), AKWARYSTYKA SŁODKOWODNA, akwarystyka - książki
- Transatlantyki - Rozdział VII, Książki, Witold Urbanowicz - Transatlantyki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- garnki.pev.pl
|
|
|
|
|
Tyl Aleksandra - Magiczne Lato, Książki Różne(1) |
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] //-->Rozdział 1Poszarzałe popołudniowe niebo ciężko unosiło się nad miastem.Nietrudno było zauważyć napływające ze wschodu poszarpane,ciemnoszare chmury. Alicja skrzywiła się, obserwując zmieniającą sięaurę. Żałowała, że nie ma przy sobie parasolki. Kiedy wychodziłaz domu, było w miarę pogodnie. Teraz, stojąc na przystankuautobusowym, czuła nieprzyjemne podmuchy coraz silniejszego wiatru.Kilka osób schroniło się przed deszczem pod wiatą przystanku. Każdyz nadzieją wypatrywał swojego autobusu. Wraz z narastającym wiatrem,krople zacinały coraz mocniej. W oddali zaczęło grzmieć. Niebo jeszczebardziej pociemniało. Gdy podjechał wyczekiwany przez Alicję autobus,niemal rzuciła się do drzwi. Tuż przed nią biegła kobieta, którejreklamówka z zakupami zahaczyła o ostrą krawędź stojącej naprzystanku ławki. Pociągnięta, rozpruła się, a z jej wnętrza wypadłyjabłka i pomarańcze. Alicja w pierwszym odruchu chciała je pozbierać,widząc jednak, że kobieta machnęła ręką na ten incydent, sama równieżwbiegła na schodki autobusu. Otrzepując płaszcz z ciężkich kropli,rozglądała się za wolnym miejscem. Dostrzegła je na samym końcu.Było jej zimno, pragnęła usiąść i skulić się w sobie, aby choć trochęrozgrzać wysmagane wiatrem dłonie i uszy. Dochodziła czternasta. Niebyła to godzina szczytu, powinna zatem dotrzeć do szkoły na czas.Wiedziała, że jej córka nie lubi czekać w szatni, a na świetlicę, gdzieprzebywały również starsze i mocno onieśmielające ją dzieci, za żadneskarby nie dawała się zaciągnąć.Gdy autobus w końcu ruszył, Alicja, pocierając dłonie, wyjrzałaprzez okno. Prawdziwe oberwanie chmury. W ciągu kilku minutz betonowego chodnika zrobiła się niemal rwąca rzeka. Deszczówkapłynęła mocnym strumieniem, nie przejmując się próbującymi ocalićswoje buty przechodniami. Razem z deszczem płynęły siłą rozpędu złotepomarańcze.Kiedy dotarła do szkoły, z zadowoleniem zauważyła, że jest przedczasem. Przeczesała przemoknięte włosy, zdjęła płaszcz. Po chwili doszatni zaczęły wchodzić inne matki, opiekunki, babcie. Z liczącejdwadzieścioro siedmioro dzieci klasy, zaledwie dziesięcioro zapisanychbyło na świetlicę. Reszta miała zorganizowany odbiór ze szkoły tuż pozajęciach. Przed budynkiem zawsze można było kogoś spotkać. Idealnaokazja do rozmowy z inną mamą, bliższego poznania się. Alicja jednakczuła się obco. Zbyt rzadko bywała w szkole, aby kojarzyć którąkolwiekz mam. Nie kojarzyła nawet dzieci z klasy Matyldy, a co dopiero ichopiekunów. Oni wszyscy znali się dość dobrze. Nie licząc spotkańw szkole, okazji do poznania się było znacznie więcej. Urodziny,imprezy klasowe. Matyldzie do tej pory udało się zaliczyć tylko jednąz takich imprez. Akurat tę, na której wynajęty klaun z przerażającowymalowaną twarzą wystraszył ją tak bardzo, że po piętnastu minutachz krzykiem oświadczyła, iż chce już wracać do domu. Nie była w tymodosobniona. Inne dziewczynki też się popłakały i również namówiłyswoich rodziców na wyjście. Z tą różnicą, że one opuściły tylko tę jednąnieudaną imprezę, a Matylda tylko na tej była.Alicja, stojąc przy drzwiach do szatni, przysłuchiwała sięrozmowom. Zazwyczaj nie było jej to dane, ponieważ wychowawczyni,kładąc nacisk na samodzielność dzieci, nie pozwalała rodzicomwchodzić do szkoły. Czekali więc posłusznie przed budynkiem.Niektórzy zbierali się w grupki, plotkując lub omawiając szkolnewydarzenia. Alicja nie miała na tyle odwagi, by podejść do którejśz grup. Czekając na córkę, siadała z książką na ławce lub spacerowaławzdłuż ogrodzenia. Tym razem jednak, z uwagi na szalejącą na zewnątrzwichurę i mocny deszcz, opiekunowie ruszyli wprost do szatni. Jedynytatuś, równie wyobcowany z towarzystwa co Alicja, postanowiłpoczekać na schodach. Tymczasem kobiety, stłoczone w niewielkimpomieszczeniu, prowadziły ożywioną dyskusję na temat zbliżającego sięwystępu dzieci. Wymieniały się uwagami o tym, gdzie można dostaćodpowiednie stroje, w którym sklepie sprzedają najtańsze rekwizyty, a wktórym jest akurat promocja szyfonu i tiulu.– Przepraszam, a kiedy ten występ? – zagadnęła zaintrygowanaAlicja. Matylda w domu nic o nim nie mówiła, w jej dzienniczkurównież nie znalazł się na ten temat żaden wpis, choć na zebraniuwychowawczyni deklarowała, że ważne informacje będzie przekazywałarodzicom właśnie w ten sposób.– Słucham? – spytała jedna z kobiet, zauważywszy przysłuchującąsię ich rozmowie Alicję. – Pani o coś pytała?– Kiedy ten występ? Nic o nim nie wiedziałam.– A pani jest mamą…– Matyldy.– Matyldy… – powtórzyła w zamyśleniu kobieta. – Ach tak, toz naszej klasy.– To córka pani nie mówiła? – zainteresowała się inna. – Przecieżjuż od dwóch miesięcy uczą się ról, wierszyków, piosenek. Niewieleczasu zostało, a przecież trzeba przygotować stroje.– Nie, nic nie mówiła… A kiedy ten występ?– Za półtora tygodnia. Dwudziestego pierwszego marca. Starszeklasy mają wtedy dzień wagarowicza, zaplanowano dla nich różneatrakcje. A nasze maluchy przygotują dla całej szkoły przedstawienie –wyjaśniła krępa starsza pani, podająca się za babcię niejakiej Wikusi.Alicja chciała jeszcze o coś zapytać, ale rozległ się dzwonek i jużpo chwili do szatni zaczęły wbiegać roześmiane dzieci. Ogólny gwarspowodował, że rozmowa o przedstawieniu została przerwana. Matyldaweszła do szatni jak zwykle naburmuszona. Ostatnio coraz częściejzamiast uśmiechu na jej twarzy pojawiał się grymas niezadowolenia.Pytana przez Alicję o powód niezadowolenia, wzruszała tylkoramionami, tłumacząc, że nie ma humoru tak po prostu. Tego dniarównież, gdy tylko wyszły z szatni, wzruszyła ramionami. Alicja jednaknie odpuszczała.– Przecież widzę, że jesteś smutna – powiedziała, kucając przycórce i patrząc jej w oczy. Stały nieopodal szkoły. Deszcz przestał jużpadać i choć na próżno było szukać tęczy, to niebo wyraźnie pojaśniało,pozwalając słońcu niemrawo przebijać się przez rzadsze nieco chmury.– Nie jestem smutna – odrzekła ponuro Matylda, uciekając
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plsylkahaha.xlx.pl
|
|
|