|
Podstrony |
|
|
- Index
- Układ z Panem Bogiem Ewa Kopsik, Powieści i opowiadania(1)
- Tyler Eastman Susan, Internet. (Mass-)Media. Digital(ism)
- URODZONY UWODZICIEL [Susan E. Phillips], ● AROMAT SNU ●
- Upióropery - Susan Kay, ksiazki i ksiazeczki, beletrystyka
- Us Weekly - September 2 2013, Tygodniki, prasa, magazyny, Tygodniki, prasa, magazyny
- Verne Juliusz - Wyprawa do wnętrza Ziemi, Książki, Polskojęzyczne
- To nie sa moje wielblady - Bockowska Aleksandra, plimuniek
- Twój Weekend 07.2009 . UWAGA OD 18 LAT, ⥠PLAYBOY i inne Czasopisma XXX
- Tunele 04 Bliżej - Gordon Roderick & Williams Brian, Dziwaczne - wampiry, sci-fi itp - 123
- Vampire Princess Miyu 03, Vampire Princess Miyu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- grzeda.pev.pl
|
|
|
|
|
Układ - Fox Susan, Fox Susan |
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Susan Fox Układ ROZDZIAŁ PIERWSZY Hallie Corbett wbiła wzrok w starszego mężczyznę leżącego na szpitalnym łóżku. Hankowi Corbettowi śmierć zaglądała w oczy, ale nawet to nie złagodziło grymasu, który znała aż za dobrze. - Słyszysz, co mówię? - wychrypiał z trudem. Zimne, stalowe spojrzenie przeszywało ją na wylot. Wzdrygnęła się. - Nie dostaniesz nawet złamanego grosza. Wszystko zapiszę Candice. Hallie nawet nie drgnęła. Już dawno życie nauczyło ją, by nigdy nie zdradzać co czuje, bo wtedy staje się łatwym celem. Teraz też była przekonana, że dziadek jeszcze nie skończył, że to tylko starannie przygotowany wstęp. Zawsze tak robił. Przekreślał wszelkie nadzieje, a potem coś, czego rozpaczliwie się czepiała, bo niosło w sobie ulotną możliwość potencjalnej szansy. W ten sposób znów była wydana na jego łaskę, nadal mógł nią manipulować. Jak pionkiem w grze. Przez niego stale tkwi w emocjonalnym zawieszeniu. Odpychał ją od siebie, ale nie ostatecznie, we właściwym momencie robił coś, co na nowo budziło w niej nadzieję. I wtedy znowu zwracała się ku niemu, jak wygłodniały pies rzuca się na ciśnięty mu nędzny ochłap. Nie potrafiła się oprzeć; to wciągało jak hazard, choć zwykle okazywało się, że padła ofiarą kolejnej ułudy. Pokusa, że tym razem się uda, że teraz to ona okaże się górą, była zbyt silna. I ciągle tliła się w niej resztka nadziei, że trzyma ją przy sobie i nie każe się wynosić, bo jednak ma dla niej trochę ciepłych uczuć, odrobinę sentymentu. Mimo iż jest nieślubnym dzieckiem córki, której nigdy tego nie wybaczył. Obietnice pisane aa wodzie, płonne nadzieje. Powinna się tego wystrzegać, bo to stanowi prawdziwe zagrożenie, a nie ten umierający mężczyzna czy Candice, druga wnuczka Hanka Corbetta, jego oczko w głowie. Odezwała się cicho, ale wystarczająco głośno, by usłyszał: - A co będzie z ranczem? - Ranczo Four C należy się temu Corbettowi, który jest godny tego nazwiska i potrafi zachować naszą spuściznę. Wezbrała w niej złość, ale zmusiła się, by niczego po sobie nie okazać. Odezwała się spokojnie: - Dla Candice rodowa spuścizna nie ma żadnego znaczenia. Sprowadzi kupca, nim zdążą cię pochować. Starała się nie zważać na poczucie winy, jakie ogarnęło ją po tym bezlitosnym stwierdzeniu. Nie czas na wyrzuty sumienia, gdy walczy o dom, swoje miejsce na ziemi. Jedyne, jakie kiedykolwiek miała. W oczach Hanka błysnęło zainteresowanie. Jak w ślepiach wilka, który poczuł zapach świeżej krwi. - Cholernie ci na tym zależy, co? Usta jej zadrżały, zacisnęła je. Nie musiała odpowiadać, oboje dobrze wiedzieli, że to prawda. Kocha ranczo, kocha tę ziemię, która nikogo nie traktuje po macoszemu i z każdym obchodzi się z tą samą pierwotną surowością. Zrosła się z nią. Ranczo było jej domem, miejscem, gdzie czuła się u siebie. Ta spalona słońcem ziemia dawała poczucie przynależności. Ziemia i zbierane z niej plony. Nie dom czy ludzie mieszkający pod jego dachem. Przez wszystkie spędzone tu lata żyła nadzieją, że kiedyś ranczo przejdzie w jej ręce. A przynajmniej jakaś jego część. Hank zaśmiał się nieprzyjemnie i nieoczekiwanie zaniósł się kaszlem. Twarz poczerwieniała mu gwałtownie, zaczął się dławić. Hallie nie postąpiła kroku, nie wyciągnęła ręki. Dawno ją nauczył, że nie życzy sobie takich gestów. Żadnej życzliwości. Nawet cienia uczucia. Sam też nigdy nie okazał jej choćby odrobiny serca. Gdy atak minął, Hank zamknął oczy. W pierwszej chwili uznała, że to znak, by odeszła, ale nim zdążyła się ruszyć, podniósł powieki i przeszył ją ostrym spojrzeniem. - Z chwilą, gdy twoja matka przywiozła cię tutaj, okryłaś hańbą naszą rodzinę. Nie wiadomo skąd się wy wodzisz, lecz w twoich żyłach płynie nasza krew. Nie zapiszę ci ani grosza więcej, niż potrzeba na utrzymanie rancza przez pół roku, ale Four C może być twoje. Pod warunkiem, że przed moją śmiercią znajdziesz sobie męża. To było tak nieoczekiwane, że Hallie nie zdążyła ukryć zdumienia. Hank Corbett wygiął blade usta w szyderczym uśmiechu. - Ludzie mówią, że nie ciągnie cię do mężczyzn. Gadają, że może wcale nie jesteś dziewczyną. Że bękart, to jeszcze ujdzie, ale nie mam zamiaru zapisać Four C jakiemuś niewydarzonemu odmieńcowi. Nasze dziedzictwo przepadnie, jeśli spadkobiercą zostanie stara panna, która nigdy nie dochowa się potomków. Poczuła, że robi się jej słabo. - Adwokat sporządził mój nowy testament. Sprawdź, jeśli mi nie wierzysz. Niech ci pokaże. - Odetchnął z trudem. - A teraz idź już sobie. Muszę odpocząć. Jeszcze oszołomiona, odwróciła się i z wystudiowaną godnością wyszła z pokoju. Przeszła kilka kroków i dopiero wtedy oparta się ręką o ścianę korytarza. Bała się, że upadnie. Drżała na całym ciele. Ranczo Four C Moce należeć do niej. Posiadłość licząca dwanaście tysięcy hektarów jaśniała blaskiem pysznego klejnotu. To wszystko może być jej. Upragniona, wytęskniona nagroda, dla której znosiła tyle upokorzeń i doznała tylu przykrości. Łudząc się, że kiedyś karta się odwróci. I znowu obudził w niej nadzieję, by zaraz ją odebrać. Znaleźć sobie męża! Takie jak ona nie znajdują mężów. A więc większość ma wątpliwości, czy w ogóle jest dziewczyną. Oczywiście nie mógł sobie tego darować, musiał jej to powiedzieć. Byle tylko pozbawić ją tych resztek wiary w siebie, jakie jej jeszcze pozostały, mimo ciągłych poniżeń i upokorzeń. Dopiął swego. Zresztą przyczynił się do tego, że w ten sposób ją postrzegano. Ludzie mogli tak o niej myśleć, bo czy ktoś widział ją zachowującą się jak młoda dziewczyna? Od rana do nocy pracowała na równi z mężczyznami, nie oszczędzając się. Nie miała nawet jednej sukienki, już nie pamiętała, kiedy ostami raz wkładała damski ciuszek. Nie miała chłopaka, nie chodziła na randki. To Candice przyciągała męskie spojrzenia, ona nawet nie śmiała o tym marzyć. „ Four C może być twoje... jeśli znajdziesz sobie męża..." Równie dobrze mógł sobie zażyczyć, by poleciała na Księżyc. Należące do Wesa Lansinga ranczo Red Thorn było ogromną posiadłością, dorównującą sąsiadującemu z nią ranczu Corbettów. Obie rodziny mieszkały obok siebie od pięciu pokoleń, a historia ich wzajemnej wrogości sięgała czterech generacji. W przeszłości nie cofano się przed niczym, nieraz polała się krew. Dopiero ostatnie dwadzieścia lat trochę to zmieniło. Otwarta wojna została zawieszona i między skłóconymi sąsiadami zapanował pozorny spokój, choć nadal trwali w stanie czujnej gotowości. Jak na ironię ta odwieczna nienawiść mogła teraz stać się jej sprzymierzeńcem, na niej mogła oprzeć swój plan. Przed laty poszło o kawałek ziemi zagarnięty Lansingom przez Corbettów. Gdyby spełniła warunki testamentu i odziedziczyła Four C, mogłaby swobodnie dysponować również tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plsylkahaha.xlx.pl
|
|
|