Ulrich Adam - Pod Verdum

Podstrony
 
Ulrich Adam - Pod Verdum, wojskowosc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->ADAM ULRICHPOD VERDUNPoznań 1937W roku 1937 upływa 21 rocznica walk pod Verdun. Należą one donajkrwawszych i najstraszliwszych w dziejachświata.Rocznik 1916 idzie wtym roku pod broń: to synowie tych, co walczyli pod Verdun.Straszny to był rok. Posiwiały tego roku skronie, ojców, wyblakły oczymatek. Miliony serc ojców i braci biły wówczas niespokojnie, groza iprzerażenie ogarnęły sercażon.Całyświatpatrzał ze zgrozą i słuchał wieścispod Verdunu.PIEKIELNY PLANSzefem niemieckiego sztabu generalnego był generał Falkenhayn. Uderzył onna najsilniejszy odcinek najsilniejszego z frontów. Nikt tego nie rozumiał.Jak to? Przecież Verdun, to najsilniejsza twierdza francuska, dlaczego towłaśnie Falkenhayn uderza tutaj?Plan generała Falkenhayna polegał właśnie na przekonaniu,żeFrancuzibędą bronili Verdun do ostatka, do ostatniej kropli krwi, aż do ostatecznegowyczerpania. Bo przecież Verdun było bramą i zaporą na drodze do stolicy,do Paryża — serca Francji.Francuzi — tak twierdził Falkenhayn — rzucą przeciw niemieckim armatomresztki swych sił. W huraganie niemieckich bateryj, każde działo francuskiezostanie rozbite w pół godziny. Pozostaną więc tylko piechurzy... Legną ich wciągu tej walki jeszcze tysiące, setki tysięcy. A tymczasem Francja już wpierwszym roku wojny wylała morze krwi i była wyczerpana.Straszliwa masakra pod Verdun miała więc zniszczyć resztki francuskich sił,ostatnie rezerwy ludzkie, zarówno najstarsze roczniki ojców, jak i ich synów.W zacisznym gabinecie von Falkenhayna powstał ten bezlistosny planoperacyjny. Cesarz niemiecki aprobował projekt swego doradcy. Rozkazy,obejmujące plan działania generała von Falkenhayna, nosiły tajną nazwę„Gericht”, czyli „Dzień Sądu“.POGODNY PORANEKWstaje jasny, pogodny poranek 21 lutego roku 1916. Szara mglistośćustępuje powoli i wreszcie ukazuje się słońce, przyglądając się w srebrzystejwstędze Mozy... Francuski poilu (czyt. pualju — dosłownie: brodacz), stojącyna posterunku, uśmiecha się do dawno niewidzianego słońca i marzy odomu...Wtem dzieje się coś przerażającego. Huragan straszliwego ognia ciężkich inajcięższych baterii zwala się niby orkan na Verdun, na forty, okopy,i stanowiska francuskich dział. Potężne kłęby dymu i duszących, gazówzatruwają powietrze, pozbawiają oddechu. Kratery wybuchów ciężkichgranatów dymią niby wulkany...Od razu, od pierwszego wystrzału, niemiecki ogień huraganowy ogarnia całąstrefę i wali nie tylko na pierwszą linię okopów, lecz sięga daleko, aż doMostów na Mozie. Niby potężny,żelaznymłot, który rozbija wszystko,niemieckie dalekonośne działa i potworne haubice miażdżą olbrzymimipociskami cały odcinek terenu o szerokości 10 kilometrów i 9 kilometrów wgłąb. Francuzi odpowiadają ze wszystkich rur. Ale uchwycone wżelaznyhuragan baterie francuskie są rozbite — w szklistych oczach zabitychkanonierów widnieje groza i przerażenie...Francuski piechur jest oszołomiony. Ziemia drży pod jego stopami.Francuska ziemia. Jego ziemia. Niemiecki ogień rośnie. Szczątki dywizyjfrancuskich trwają i giną na miejscu.Niemiecki ogień wżera się coraz dalej i dalej — rośnie z godziny na godzinę.Zdawałoby się,żeto niemożliwe. Ale rzeczywiście orkan ognia iżelazarozwija się i potężnieje.DOUAUMONT ZDOBYTY!Wtem, w lesie de Caures (czyt. Kor), odzywają się zajadłe serie francuskichkarabinów maszynowych zmiatając całe kompanie tyraliery.Francuzi bronią się. Resztki ich strzelców pod dowództwem pułkownikaDrianta walczą rozpaczliwie o każdą piędź ziemi. Na pomoc strzelcomprzedzierają się przez ogieńżuławi.Ale na cóż zda się opór bohaterskiejgarstki? Fala szturmujących otacza lasek. Driant i jego garstka ginie co dojednego.Kolumny niemieckie prą - wciąż naprzód. Ale wszędzie, w każdym lasku, wkażdej wsi, w każdym ocalałym strzępie okopu napotykają na zawzięty opórfrancuskich piechurów, broniących do ostatka francuskiej ziemi. Bo twardyjest chłop francuski.Ale przewaga niemieckiej artylerii jest tak przygniatająca,żew ogniuniemieckich dział topnieją resztki obrońców. W nocy z 23-go na 24-godywizje francuskie są rozbite. Dowódca odcinka Verdun generał Herr,melduje wieczorem naczelnemu dowódcy, generałowi Joffre'owi,żejestjeszcze czas na uratowanie szczątków armii, ale trzeba się cofnąć i rozpocząćodwrót.Lecz jak uderzenie biczem pada odpowiedź “wujaszka“ Joifre’a międzygenerałów, którzy ulegając wrażeniom z frontu, dają się powodować nerwom:— Każdy dowódca, który w obecnych warunkach wyda rozkaz do odwrotu,stanie przed sądem wojennym!Wujaszek Joffre wie, co robi. Z jego rozkazu obejmuje Petain, surowy, alesprawiedliwy ojciecżołnierzy,dowództwo Verdun i sąsiednich odcinków. Napomoc obrońcom Verdun spieszą Lotaryńczycy i Normandowie — wyborowepułki Francji.Mimo to w dniu 25 lutego telegramy niemieckie głoszą triumfalnie: “twierdzapancerna Douaumont (czyt. Duomą), północno wschodni filar narożnystałych fortyfikacyj głównych linii oporu fortecy Verdun, został zdobytyszturmem przez brandenburski pułk piechoty Nr 24 i tkwi mocno w rękachniemieckich.“W Berlinie tłumy wyległy na ulice... Dodatki nadzwyczajne! Przed redakcjamitłok. Ciżba rośnie.— Douaumont zdobyty!Niemcy przyzwyczajeni do zwycięstw... ale na wschodzie. Na zachodzie, gdzieod czasu bitwy nad Marną w r. 1914 utrzymano z wielkim trudemspływający potokami krwi front, komunikaty powtarzały tylko wieści onieznanych dotychczas nazwach różnych lasów, wzgórz i niedużych wsi.Las Książęcy, Las Aragóński, wzgórze Com- bres (czyt. Kąbr), Loretto, LesEsparges (czyt. Lezeparż). Dopiero teraz pada znowu znana wielka nazwa!— Twierdza pancerna! Douaumont zdobyty!Takie słowa rozumiał w Berlinie każdy nocny stróż i akuszerka. To było coś!Wszystkie domy tonęły w powodzi flag, głoszących wielkie zwycięstwo nazachodzie.Tłumy na ulicach Paryża nie wierzą własnym, oczom: Douaumont, potężnykolos pancerny, zapora na drodze do Parysa — zdobyty?! Niemcy wpochodzie na Paryż?!Podniecenie rośnie. Ponura wieść szerzy się lotem błyskawicy...— Co robi Joffre?! Precz z generalicją! Precz ze zdrajcami w sztabiegeneralnym! Pod sąd! — odzywają się okrzyki w Paryżu.— Francuzi! — brzmi odezwa naczelnego wodza! — Verdun będzieutrzymane aż do ostatniej kropli krwi. Ale waszym obowiązkiem, paryżanie,jest utrzymać spokój...I równocześnie powstaje z obu stron, w obozach wrogich narodów, twarda iuparta wola: Niemcy wydadzą wszystko ze siebie, aby zdobyć Verdun;Francuzi padną na miejscu, ale nie pozwolą, by na cytadeli Verdunzatriumfowała chorągiew Niemców. To małe,średniowiecznemiasteczko nadMozą staje się symbolem, sztandarem krwawym i celem przeszło 100milionów ludzi.Generał Falkenhayn miał rację.Francuzi odczuli zdobycie Douaumont jak uderzenie w twarz.Po przełamaniu pierwszej linii oporu, Niemcy pomaszerowali w kierunkuVerdun,łamiąc łatwokażdą próbę obrony. Dopiero piątego dnia, rzuconeprzeciw Niemcom fale piechoty, zamknęły drogę przeciwnikom. W szczerympolu, bez okopów, starły się wówczas dwie piechoty i walczyły bardzo długo.Jedna i druga strona próbowała w zmarzniętej ziemi wydłubać choć trochęosłony, cierpiąc od tej samej potęgi ognia, która w owe dni była straszna.Na owym skrawku ziemi, ostrzeliwanym przez artylerię, wszyscy bylinarażeni: tak samo obrońcy pierwszej linii, jak oddziały robotnicze.Żadenwóz amunicyjny,żadnakuchnia połowa nie mogły przebyć 300 metrówobszaru pod grozą zupełnej zagłady. Ranni, którzy się tam znajdowali, ginęlibez ratunku, gdyż oddziały sanitarne również były rozbite.Tylko między pierwszymi liniami był wąski pas terenu, nie ostrzeliwanyprzez obie artylerie. Walczyli tam piechurzy wręcz, ogniem karabinówręcznych i maszynowych i ręcznych granatów wydzierając sobie w zawziętymboju każdy skrawek ziemi.Pewnego dnia pod Verdun dowódca oddziału, który przybył z tyłu, pyta sięoficera strzelców alpejskich, którego miał zluzować:— Kędy przechodzą nasze linie?— Niech pan kolega idzie tam, gdzie leżą moi strzelcy na ziemi, martwi,jeden obok drugiego. Tam biegnie nasza linia — brzmiała odpowiedź.Pewnego dnia pod Verdun dowódca batalionu, pozbawiony wszelkiejłączności,wysyła do pułkownika 20 gońców, jednego za drugim. Mieli oninakazane iść pewną drożyną, a inną wracać.Żadenz nich nie wrócił. Nadrugi dzień dziesięciu z nich znaleziono martwych na drodze do dowództwapułku a drugich dziesięciu zabitych na drożynie, którą wracali.Pewnego dnia pod Verdun dowódca batalionu udaje się na obchód pierwszejlinii, by odwiedzić swychżołnierzyi pokrzepić ich na duchu. A ta pierwszalinia, niby powróz rozpięty na ziemi, biegnie między lejami od granatów.Prawie w każdej dziurze jedenżołnierzsiedzi; dowódca batalionu nachyla sięnad jednym z dołów, pełnym ciemności, bo zapadła już ciemna noc i cichopyta:— Co słychać?Nikt się nie poruszył. Doleciał go tylko przytłumiony głos, jakim się mówi oczymś tajemniczym:— Wszystko dobrze, panie majorze, nie przejdą!Idzie dalej i z każdego dołu dolatuje go ta sama, tajemnicza odpowiedź.Gdzie to było? Na Mort-Homme (czyt Martom) (Martwy Człowiek), czy naFroide-Terre (czyt. Fruadter) (Zimna Ziemia), pod fermą Haudromont (czyt.Odromą), czy pod kaplicą Sainte- Fine (czyt. Sętfin)?Wystarczy, gdy powiemy: „było to pewnego dnia pod Verdun”..A wszystkie te opowieści liczne, bardzo liczne, tak piękne, tak bohaterskie,że żadenpoeta nie potrafi wymyślić podobnych, są tak podobne do siebie,jak cudowne perły krwawego różańca cierpień ludzkich, niezliczonych walkw okrutnej bitwie zmiażdżenia — pod Verdun.JAK ZDOBYTO DOUAUMONT25 lutego o godzinie 10 z rana, jak i poprzednich dni, zaczyna się znówpiekielny ogień niemieckich baterii. Rozkaz do szturmu jednak nienadchodzi i znowu trzeba czekać. Od czterech dniżołnierzemarzną nadeszczu, topią się w błocie,żywiąsię zimnymi konserwami i chlebem. Niebociemnieje, płatkiśniegusypią się obojętnie, bezszelestnie. Wreszcie ogodzinie 16 nadchodzi rozkaz do ataku. Wyznaczonościślecele, na krótkąodległość i ani kroku dalej. Pół kilometra naprzód i znów czekać na dalszerozkazy.A przed oczami niemieckiego 24 pułku piechoty widnieje szara masaDouaumoat, potężnego kolosa wśród fortów zewnętrznych Verdun.Douaumont to granitowy ząb paszczęki lwa, któremu imię Verdun,najpotężniejszej twierdzy Francji. Fort Douaumont to co innego, niż pierwszelepsze nieznane nikomu wzgórze, czy lasek.Szara, groźna masa Douaumont oddalona jest najwyżej 1000 metrów od linii24 pułku. Długi masyw wśród płaskowzgórza przypomina kształtem swoimjakiś znany podługowaty przedmiot.— Wieko trumny — mówi jakiś gefrajter.Nazwa ta utrzymuje się w słownikużołnierskimNIEMIECKI SZTURM BEZ ROZKAZU NA FORT DOUAUMONT.Wśród ogłuszającego rejwachu niemieckich baterii, płomieni ognia i dymów,oślepieni czerwonymi gejzerami wybuchów ciężkich granatów, zrywają siędwie kompanie 24 niemieckiego pułku piechoty do szturmu... naDouaumont. Nie ma rozkazu, by iść dalej i zdobywać, ale są chwile, kiedytrzeba działać bez rozkazów, a nawet przeciw rozkazom. Porucznik vonBrandis, dowódca 8 kompanii, podporucznik Radke i kapitan Haupt,dowódca 7 kompanii, postanawiają zdobyć fort.Ogniste piekło niemieckich baterii szaleje nieustannie i nieprzerwanie,zagradzając drogę do Douaumont. Ale dwie kompanie przedzierają się przezogień własnych, z tyłu bijących baterii. Idą iścielątrupami drogę, dochodząwreszcie do szerokich zasieków wokół fortu.Cóż znaczy jednak głupi zasiek z drutów kolczastych w chwili, gdy garśćżołnierskasięga po zwycięstwo?Tutaj już nie dochodzą niemieckie granaty. Za to na wierzchołku i skarpach„wieka trumny” tańczą obłąkany taniec ciężkie niemieckie pociski. Od razu,w kilkunastu naraz miejscach pracują gorączkowo nożyce do przecinaniadrutów. Robota idzie marudnie, ale idzie, gdy... Masz babo placek! Znowuhuragan pocisków. Wszyscy nadsłuchują: wycie nadlatujących granatównadchodzi do niemieckiej strony. To niemieckie granaty! A więc wszystko wporządku! Tak właśnie musi być, bo według planów matematykównaczelnego dowództwa, nie wolnożadnemu żołnierzowiniemieckiemuzapędzić się dziś tak daleko...Szaracy 24 pułku pracują gorączkowo, zaciskają zęby i umierają wmilczeniu. W pewnym momencie podporucznik Radke wyciąga pistoletrakietowy i strzela raz, drugi i trzeci, umówiony na dzisiaj sygnałświetlny:artyleria strzela za krótko, przełożyć ogień ku przodowi! Na próżno! Jest jużciemno, w zadymceśnieżnejnikt z artylerzystów nie widzi sygnałówpiechoty! Za to dwa skoki naprzód leży fort Douaumont. W jego betonowychkazamatach jest doskonałe schronienie przed granatami. Więc naprzód,piechury!Wokół szerokiej i głębokiej fosy fortu, wystają głębokie do 7 metrów,spiczaste i gęste,żelaznesztachety.Szaracy otaczają fort, szukając luki w płocie. I rzeczywiście jest przerwa, anawet dwie. W tej chwili, gdy kapitan Haupt przeciska się przez sztachety,aby skoczyć, wali znów niemiecki granat w skarpę i wraz z odłamami muru,wywala wielką dziurę w diabelskim płocie. Kapitan Haupt pada... Wśródresztek ludzi jego kompanii szerzy się wieść: kapitan zabity!Nie, kapitan Haupt nie jest zabity! Podnosi się pomału, ale wstaje.Oszołomiony bliskim uderzeniem, traci na chwilę przytomność, słania się nanogach, po chwili jednak wstaje i rusza przez powiększoną lukę wraz swoimiludźmi naprzód. W tej chwili wokół Douaumont znajduje się niecała setkaniemieckich piechurów i saperów, w tej liczbie 19 oficerów. Wystarczy jedenjedyny Francuz i jeden karabin maszynowy, aby w kilka sekund znieśćgarstkę szaleńców. Nie ma jednak takiego człowieka.A jednak w forcie są Francuzi. Trzaska w miarowych odstępach francuskiedziało... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylkahaha.xlx.pl
  •  
    Copyright 2006 MySite. Designed by Web Page Templates