|
Podstrony |
|
|
- Index
- Ukochany, Ksiazki Diana Palmer, Palmer Diana
- Understanding the Impact of Childhood Sexual Abuse on Women's Sexuality, ♥ psychologia - inne (książki, artykuły), [EN] artykuły, child abuse
- True Blood S07E02 HDTV x264-KILLERS [eztv], Książki, True Blood S07
- True Blood S07E01 HDTV x264-KILLERS [eztv], Książki, True Blood S07
- Tolkien J.R.R. - Łazikanty, J.R.R Tolkien wszystkie książki
- Tolkien J.R.R. - Łazikanty, e-booki, J.R.R Tolkien wszystkie książki
- Transatlantyki - Rozdział I, Książki, Witold Urbanowicz - Transatlantyki
- Transatlantyki - Wstęp, Książki, Witold Urbanowicz - Transatlantyki
- Urządzanie akwarium(1), AKWARYSTYKA SŁODKOWODNA, akwarystyka - książki
- Transatlantyki - Rozdział VII, Książki, Witold Urbanowicz - Transatlantyki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- grzeda.pev.pl
|
|
|
|
|
Upalne lato, 'Ksiazki harlequiny |
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Laura MacDonald Upalne lato ROZDZIAŁ PIERWSZY Ellie wstała wcześnie, ubrała Jamiego i dała mu śniadanie, potem wzięła prysznic i przygotowała się do wyjścia. Jej matka, Barbara, miała zawieźć chłopca do przedszkola. – Miłego dnia, kochanie – powiedziała Barbara, idąc do wyjścia. – Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. – Dzięki. Będę zadowolona, kiedy ten dzień się skończy. Pierwszy dzień w nowej pracy to koszmar. Te wszystkie nazwiska, które trzeba zapamiętać! – Znasz kogoś z tej przychodni? – zapytała jeszcze Barbara. – Chyba nie – odparła Ellie. – W każdym razie, kiedy byłam na rozmowie kwalifikacyjnej, nie widziałam ani jednej znajomej twarzy. Wzięłaś krem przeciwsłoneczny? Dzisiaj ma być gorąco. – Tak. – Matka skinęła głową. – Wrzuciłam do torebki, zresztą już Jamiego posmarowałam. – Dziękuję, mamo. – Ellie pomachała matce, po czym chwyciła torbę i kluczyki do samochodu. Z domu w małej wiosce Downtowninthe Marsh do Oakminster było piętnaście kilometrów. Ellie podpisała umowę w nowym miejscu na pół roku. Po narodzinach Jamiego nie chciała pracować na pełen etat, bo to pociągało za sobą mnóstwo obowiązków. Brała zatem zastępstwa, zazwyczaj w niepełnym wymiarze godzin, w przychodni albo szpitalu, zależnie od potrzeby. Zamierzała to zmienić, gdy Jamie podrośnie. Może wówczas wejdzie z kimś w spółkę i założy praktykę rodzinną, ale na razie chciała jak najwięcej czasu spędzać z synem. Mijała senne wiejskie okolice. Gdy dotarła do Oakminster, na rynku właśnie zaczął się targ. Na dziesiątkach straganów sprzedawano rozmaite towary, poczynając od świeżych ryb i mięsa, owoców i warzyw, przez garnki, pościel i ubrania, na kosmetykach i wyrobach skórzanych kończąc. Przychodnia znajdowała się w pobliżu kościoła przyklasztornego. Stary, pokryty patyną czasu kamień, z którego zbudowano kościół, skąpany był w porannym słońcu. Ellie zaparkowała na niewielkim parkingu, wyjęła torbę i zamknęła auto. Potem pokonała kilka stopni i weszła do budynku. Pomimo wczesnej pory upał już dokuczał. Ellie cieszyła się, że włożyła suknię do kolan. Wnętrze zostało zaadaptowane do wymagań praktyki lekarskiej. Przedpokój powiększono w taki sposób, by mieścił recepcję i poczekalnię. Siedziało tam już kilkoro pacjentów – spojrzeli oni na Ellie z nieskrywaną ciekawością. Jedna z dwóch recepcjonistek podniosła wzrok. – W czym mogę pani pomóc? – zapytała. – Jestem Ellie Renshaw – odparła Ellie. – Och, doktor Renshaw, oczekujemy pani. Miło mi panią poznać. Jenny Smythe – recepcjonistka przedstawiła się i odwróciła do młodszej koleżanki. – A to Sophie Hall. – Dzień dobry. – Ellie uśmiechnęła się, świadoma, że pacjenci patrzą na nią z jeszcze większym zainteresowaniem. – Zaprowadzę panią na górę – powiedziała Jenny. – A, doktor Renshaw – powitała ją Andrea March, kierowniczka administracyjna przychodni, którą Ellie poznała podczas rozmowy kwalifikacyjnej. – Cieszę się, że panią widzę. Chce pani od razu zobaczyć swój gabinet? – Bardzo chętnie. Jenny tymczasem pospieszyła na dół do swoich zajęć. W poniedziałek rano nigdy nie brakuje pracy. – Zajmie pani gabinet Judy Maxwell – oznajmiła Andrea i poprowadziła Ellie do drzwi w dalszej części korytarza. – Oto i on. Jest miły, słoneczny, jasny.... – Urwała, popatrzyła na Ellie i dodała: – Nie poznała pani jeszcze pozostałych? Ellie pokręciła głową. – Nie, tylko doktora Stafforda, no i w przelocie Judy Maxwell. – Jeszcze nie zaczęli przyjmować – wyjaśniła Andrea. – Pewnie siedzą w pokoju służbowym i piją poranną kawę. Ma pani ochotę poznać ich teraz, czy woli pani po godzinach przyjęć? – No cóż, zawsze twierdzę, że niczego nie należy odkładać na później – odparła Ellie. – W porządku, a zatem chodźmy. Proszę tu zostawić torbę. Dam pani potem komplet kluczy i wyjaśnię, do czego służą. Wiem, że doktor Stafford wspominał pani o naszych lekarzach – ciągnęła Andrea. – Pracują u nas Reece Davis i Isobel Collingwood, w ostatnich tygodniach dołączył nowy lekarz, więc pani o nim nie słyszała. Ale proszę się nie obawiać, jest bardzo miły – dodała i zaśmiała się znacząco. Potem Ellie żałowała, że nie zapytała od razu, jak nazywa się nowy lekarz, ale pomyślała, że to tylko kolejne nazwisko do zapamiętania, a miała już w głowie niezły mętlik. Jaka szkoda, że tego nie zrobiła. Natychmiast by je rozpoznała, a mówiąc prawdę, nigdy go nie zapomniała. Z drugiej strony, i tak nie mogłaby już nic zrobić. Podpisała kontrakt na sześć miesięcy i nie mogła się wycofać. Ale gdyby ktoś ją wcześniej uprzedził, miałaby czas, żeby jakoś się przygotować. Weszła do dużego pokoju służbowego, gdzie przy ścianach stały półki z książkami. Kilka osób podniosło się z wygodnych foteli, żeby ją przywitać. Był pośród nich William Stafford. – Doktor Renshaw, Ellie – odezwał się ciepło. – Jak miło panią znowu widzieć. Reece Davies, mężczyzna niedźwiedziej postury z ciemnymi włosami i brodą, powitał Ellie równie serdecznie. Potem Ellie uścisnęła dłoń Isobel Collingwood. – Ellie, mamy nowego wspólnika – odezwał się William Stafford. Odwróciła głowę. Krzesło, które wskazywał William Stafford, było częściowo zasłonięte przez otwarte drzwi. Wstał z niego wysoki mężczyzna. Kiedy Ellie podniosła na niego wzrok, świat zatrzymał się na moment. Patrzyła w oczy, które nie były ani całkiem zielone, ani zupełnie brązowe, oczy, które rozpoznałaby na końcu świata. Serce zabiło jej mocniej, w gardle zaschło. – Witaj, Ellie – rzekł mężczyzna. – Ellie – podjął William, który niczego nie zauważył – to jest Luke. Luke, to nasza nowa lekarka, Ellie Renshaw. – Urwał. Dotarło do niego, że Luke zwrócił się do niej po imieniu. – Znacie się może? – Owszem – odparł Luke i zrobił tak krótką pauzę, że chyba tylko Ellie ją zauważyła. – Pracowaliśmy razem, prawda? Całe szczęście, że odpowiedział, pomyślała, ponieważ ona nie mogła wydobyć z siebie głosu. Co za szok! Próbowała odchrząknąć, a przy tym słowa Luke’a mocno ją zabolały. Czy naprawdę była dla niego tylko osobą, z którą niegdyś pracował? – Tak, ale to było dawno. Nawet dokładnie nie pamiętam kiedy. Nie od razu zdała sobie sprawę, że to ona wypowiedziała to zdanie. – Cztery lata temu – rzekł mężczyzna, który nie spuszczał z niej oczu i trzymał ją za rękę. Przeszedł ją dreszcz, gdy jego dotyk przeniósł ją w tamte gorące letnie noce pod rozgwieżdżonym niebem i zimowe wieczory przed kominkiem. Kompletnie wytrąciło ją to z równowagi. – To było w St. Batholomew, w szpitalu w Midlands – dodał do wiadomości kolegów. – Oddział ratunkowy. – No, no! – William westchnął. – Jaki ten świat mały. Masz szczęście, Ellie. Dobrze mieć starego znajomego w nowym otoczeniu. – Tak, rzeczywiście – odparła cierpko, lecz William nie usłyszał w jej tonie ironii. Ellie trudno było skoncentrować się na rozmowie. Marzyła o tym, by wrócić do gabinetu i dojść do siebie w samotności. W tym pokoju myślała tylko o tym, że Luke Barron stoi metr od niej i cały czas na nią patrzy. – No i jak, jesteś zadowolona? Ellie uprzytomniła sobie, że William coś do niej mówi. Co gorsza, wyraźnie czekał na odpowiedź.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plsylkahaha.xlx.pl
|
|
|