|
Podstrony |
|
|
- Index
- Trick.Photography.and.Special.Effects.2nd.Edition.eBook, Trick Photography and Special Effects 2nd Edition
- VSX-C100 manual EN, ebook, manuale do ampitunerów itp
- VSX-C100 manual EN (1), ebook, manuale do ampitunerów itp
- Understanding Constructive Semantics (Spinoza Lecture), ebook, filozofia, spinoza
- Tonya Wood (Ryanne Corey) - Sekret milionera, Książki - ebook, ● Harlequin Gorący Romans Duo
- Unix i Linux Przewodnik administratora systemow Wydanie IV unlip4, w Linuksie, ebook, helion pp
- Verne.Juliusz.Wyprawa.do.wnetrza.Ziemi.PL.PDF.eBook.(osloskop.net), Ksiazki - e-booki
- Tragedia narodu. Rewolucja rosyjska 1891-1924, EBOOK, Biografie, Wspomnienia, Literatura faktu
- Udane życie - to wciąż możliwe. Jak cieszyć się każdym dniem - Valerio Albisetti Ebook, nowości
- VLADISLAV VANÄŚURA - RozmarnĂŠ LĂŠto, Literatura, Literatura czeska
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- garnki.pev.pl
|
|
|
|
|
UWAGA CZARNY PARASOL, ebook |
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Ilustrował BOHDAN BOCIANOWSKI PRINTED IN POLAND Instytut Wydawniczy „Nasza Księgarnia", Warszawa 1970 r. Wydanie III. Nakład 30 000 + 235 egz. Ark. wyd. 11,6. Ark. druk. 16,00 (znormalizowany). Papier druk. mat. ki. V, 70 g, 82X104/32 (Włocławek). Oddano do produkcji w grudniu 1969 r. Podpisano do druku w maju 1970 r. Druk ukończono w maju 1970 r. Łódzka Drukarnia Dziełowa, Łódź, ul. Rewolucji 1905 r. nr 45. Nr zam. 158/A/70. K-45 Czerwony notes — Dokąd idziesz, Kubusiu? — Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. — Obiad będziesz miał w lodówce. — Dziękuję, mamo. — Uważaj, żebyś nie przypalił kotleta. — Niech się mama nie boi. — Co masz zamiar robić? — Przecież mówiłem, że mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. — Mój drogi, żeby tylko nie było wsypy. — O to nie ma obawy. — A jednak pan Kowalski skarżył się, że posądziłeś go o kradzież wycieraczki. — To się już wyjaśniło. 5 — Przeprosiłeś go? — Oczywiście. — A kto ukradł wycieraczkę? — Pryszczaty Bolek, ten od Sikorów. — Ciekawa jestem, jak ty do tego doszedłeś? — Ba, mam swoje metody — chłopiec wydął lekko wargi, zrobił tajemniczą minę i jeszcze o krok zbliżył się do drzwi. Miał ochotę ulotnić się, zanim matka przypomni sobie, że śmieci nie wyniesione i trzeba iść do pani Skarbińskiej po pończochy. Spojrzał ukradkiem na matkę. Siedziała na małym taboreciku przed lustrem. Zaczesywała włosy. Miała pogodną twarz i łagodne wejrzenie. Kubusiowi bardzo się podobała. Uważał, że jest najpiękniejsza z wszystkich matek na świecie. Mieszkali w nowych blokach na Sadybie. Prowadzili — jak matka zwykła mówić — kawalerską gospodarkę. Pani Pawlikowa była bowiem redaktorką w Polskiej Agencji Prasowej, pracowała o różnych porach dnia. Stale narzekała, że ma za mało czasu dla syna. W czasie roku szkolnego Kubuś chodził na zajęcia świetlicowe w szkole. W szkole również jadał obiady. Teraz, gdy rok szkolny się skończył, a chłopiec przeszedł do piątej klasy, prowadził zupełnie samodzielne życie. Nauczył się nawet odgrzewać przechowywane w lodówce kotlety, gotować kawę, smażyć jajka i robić omlet, wspa- 6 niały omlet z dżemem. Jednym słowem, był to chłopiec samodzielny i nad wyraz zaradny. Teraz, gdy patrzył na matkę, pomyślał, że właściwie wypadałoby wynieść śmieci, wstąpić do pani Skarbińskiej i zapytać, czy już oczka załapane w pończochach. Wahał się. Wnet jednak doszedł do przekonania, że śmieci i pończochy mogą poczekać do wieczora. On ma ważniejsze sprawy. Już chciał nacisnąć klamkę, gdy nagle matka zatrzymała go gwałtownym gestem ręki. — Zaczekaj... — jeszcze raz przeciągnęła grzebieniem włosy, wolno odwróciła się od lustra. — Jestem trochę zaniepokojona twoim zachowaniem... Ostatnio stałeś się strasznie tajemniczy. — To się mamie tylko tak zdaje. — Podobno nazywają cię Kubuś Detektyw? Chłopiec spłonął rumieńcem po same czubki uszu, utkwił spojrzenie w rzemykach sandałów. Wymamrotał niepewnie: — No tak... ale co w tym złego? — Oczywiście, że to nic strasznego, tylko,!. czy nie możesz wymyślić sobie jakiejś innej zabawy? — To wcale nie zabawa — zaprotestował żywo. — Jesteś na to za młody i możesz narazić się na nieprzyjemności. Podobno pani Kasprusiowa nakryła cię u siebie w mieszkaniu w szafie. 7 — To bujda! — krzyknął niemal Kubuś. — To nie była szafa, tylko skrzynia w sieni. — A coś tam robił? — Śledziłem starego Macieja, tego, co naprawia garnki. Matka załamała ręce. — Mój Boże, czy ty nie masz innego zajęcia! — Chodziło przecież o kradzież kury z kurnika pani Kasprusiowej. Na twarzy matki pojawił się przelotny uśmiech. — Oczywiście wyśledziłeś złodzieja. — Nie. To był nietypowy wypadek. Okazało się, że kurę zagryzł Zbój, ten kundel od Faria- szewskich. Matka roześmiała się. — Oj, Kubusiu, moje dziecko, kiedy ty nareszcie zmądrzejesz? Marzę o tym, żebyśmy nareszcie mogli wyjechać z Warszawy. Przesłuchanie skończyło się szczęśliwie. Matka podeszła do szafy, wyjęła torebkę, zaczęła wrzucać do niej rozmaite drobiazgi: grzebyk, pud er -niczkę, portmonetkę, czystą chusteczkę, kalendarzyk... Kubuś podsunął się bliżej, szybko ucałował matkę w policzek i jednym skokiem znalazł się przy drzwiach. — Ciao, mamusiu! — Pchnął mocno drzwi, wypadł na klatkę schodową. Odetchnął z ulgą: — Przeszło na sucho... Na dole wyjął z kieszeni czerwony notes. Był 8 to jego największy skarb. Na pierwszej stronie widniał wykaligrafowany dużymi literami napis: NOTATNIK DETEKTYWA. Dalej roiło się od tajemniczych, jemu tylko znanych zapisków. Spojrzał na ostatnią stronę. Wzrok jego zatrzymał się na zdaniu podkreślonym czerwonym ołówkiem: Afera z wycieraczką zakończona dnia dwudziestego czwartego czerwca. Sprawca: Pryszczaty Bolek. Pomyślał, że okłamał matkę. Wszystkie zagadki kryminalne ostatnich dni zostały już rozwiązane. Właściwie nie miał nic do roboty. Nie przejął się tym jednak. Wiedział, że każdy dzień przynosi coś nowego. Szedł zamyślony, gdy nagle na ławce ujrzał Janka Pieroga, zwanego przez chłopców Leniwcem. Janek rozparł się wygodnie, zwrócił swą pełną, lśniącą twarz ku słońcu, przymknął oczy i z wyrazem błogiego nieróbstwa spluwał na ścieżkę. — Ciao! — przywitał go Kubuś. Leniwiec ledwie raczył rozkleić powieki. — Ciao! — bąknął nie zmieniając pozycji. — Co robisz? — A nic. — Jak to: nic? Przecież siedzisz. — Siedzę i tak sobie myślę. — O czym? — Że dobrze by było iść nad Wisłę. 9 — To dlaczego nie idziesz? — Bo mi się nie chce. — To dlaczego o tym myślisz? — Bo tak przyjemnie świeci słońce i miło jest pomarzyć o Wiśle. „Wariat" — pomyślał Kubuś, ale lubił Janka Leniwca, więc nie powiedział tego głośno. Po chwili jednak zapytał: — Jak długo będziesz tu siedział? — A czy ja wiem. — W takim razie kapuj dobrze, czy nie będzie tu jakiegoś podejrzanego faceta. Leniwiec szerzej otworzył oczy. — A co to jest podejrzany facet? — Taki, co to niby chodzi jakby nigdy nic, a tymczasem coś kombinuje. Rozumiesz? — Nie bardzo, ale dla ciebie będę kapował. — No to ciao! —' Ciao! — ziewnął Leniwiec i z rozkoszą przymknął powieki. Uwaga! Zginął jamnik Słońce przypiekało przyjemnie. Świat był jasny, wesoły. Chmurka rozewierkanych wróbli przepłynęła z wierzby na sąsiednie topole, a nad dachami krążyły gołębie. Kubuś Detektyw szedł wzdłuż nowych bloków krokiem pewnym i zrównoważonym. Był zamy- 10 ślony, poważny. Chwilę wspominał Leniwca. „Jak ten typ może pół dnia bez ruchu przesiedzieć na ławce? Pewno już ma na pośladkach porządne odciski. I w ogóle jak to jest, że rodzą się takie Leniwce?" Kubuś był urodzonym myślicielem. Każdą sprawę gotów wytłumaczyć na swój sposób, ale dla lenistwa Leniwca do tejl pory nie mógł znaleźć wytłumaczenia. Naraz zatrzymał się. Przed sklepem samoobsługowym WSS ujrzał grupkę dzieciaków, a wśród nich korpulentną siwą panią w ciemnej, jedwabnej sukni i białym słomkowym kapeluszu. Poznał ją z daleka. Była to pani Szrotowa, żona doktora, babcia Zysia Szrota z trzeciej B. Tkwiła w wianuszku rozczochranych łebków, jak potężny głaz wśród jasnych kamieni. Mówiła coś z przejęciem i żywo gestykulowała. Kubuś zbliżył się do zbiegowiska. — Drogie dzieci — pani Szrotowa załamała ręce — jeżeli które z was znajdzie moją maleńką Krecie, to niech ją do mnie przyprowadzi. Mieszkam w bloku C, na drugim piętrze. Co za los, co za los! Taka biedna, kochana psina. Ruda Kazia, która pierwsza z dzieci zauważyła zbliżającego się Kubusia, zawołała z przejęciem: — O, jest, proszę pani, Kubuś Detektyw! On wykrył, kto pani Zalasińskiej ukradł wycieraczkę. On na pewno znajdzie pani Krecie. ii — Przepraszam, o co tu chodzi? — odezwał się z godnością Kubuś. Pani doktorowa wyciągnęła ku niemu ręce. — Mój chłopcze, ja cię ozłocę, jeżeli odszukasz mi Krecie, moją kochaną jamniczkę... — Bardzo panią przepraszam — przerwał jej Kubuś — najpierw muszę znać wszystkie okoliczności. Dzieciarnia rozstąpiła się i z respektem przepuściła detektywa przed zatroskane oblicze pani Szrotowej, która zaczęła opowiadać z przejęciem: — Wyobraź sobie, mój miły, poszłam ja do spółdzielni, a ten niegrzeczny kierownik mówi mi, że psów nie wolno wprowadzać. Więc co miałam robić? Przywiązałam Krecie do kraty. Załatwiłam kilka sprawunków, wychodzę, a tu... co za nieszczęście. Nie ma mojej biednej Kreci... — Niech się pani nie martwi1 — pocieszył ją młody detektyw. — Jeżeli do wieczora nie przyprowadzę pani Kreci, to będę największym patałachem. Dzieciarnia zaszemrała z podziwu. Pani doktorowa jeszcze szerzej rozłożyła ręce, jakby go chciała objąć. — Chwileczkę — powstrzymał ją Kubuś. — Najpierw muszę mieć dokładne dane. — Wprawnym ruchem wyciągnął z kieszeni notes, otworzył go na nowej stronie i zapisał: Sprawa Kreci. Potem spytał urzędowym tonem: 12 — O której to było godzinie? — Właśnie teraz, może przed pięcioma minutami. Kubuś zerknął na zegarek. — To znaczy o dziesiątej czterdzieści — zapisał i zapytał uprzejmie: — Jak długo była pani w spółdzielni? — Żebym to ja wiedziała. — To bardzo ważne. — Powiedzmy, piętnaście minut. — Piętnaście minut — zanotował skrupulatnie w notesie. — Rasa psa? — Jamnik długowłosy. — Ile miał lat? — Jeszcze nie miała roku, biedactwo. — Maść? — Brązowa, podpalana. — Znaki szczególne? — Lubiła bardzo słodycze. — Jaką miała obrożę? — Rzemienną z srebrnymi cekinami! • — A smycz"? — Zwykłą, także z rzemienia. — Dziękuję — Kubuś z trzaskiem zamknął notes i uśmiechnął się pocieszająco. — Proszę się nie przejmować. Do wieczora postaram się przyprowadzić pani Krecie. — Szurnął elegancko nogami, skłonił się, jak dżentelmenowi przystało, i z miną wielce tajemniczą oddalił się w stronę bloku D. Ruda Kasia zwróciła swą piegowatą twarz w stronę pani doktorowej: — A widzi pani, mówiłam, że Kubuś Detektyw wszystko pani załatwi. Pani Szrotowa odprowadziła chłopca rozpromienionym spojrzeniem. — Daj Boże, żeby mu się udało! Taki miły chłopiec! 14 Wyprawa po Krecie Przy bloku D Kubuś skręcił w boczną ścieżkę. Spojrzał w górę, na drugie piętro, gdzie na jednym z balkonów aż kipiało od czerwonych pelargonii. Pomiędzy prętami balkonu ujrzał starą, połamaną trzepaczkę. Był to znak, że Hipcia jest w domu. Kubuś ucieszył się. Chciał jak najszybciej podzielić się z adiutantem niezwykłą wiadomością. Wsadził dwa palce między zęby, świsnął dwa razy krótko, a raz długo, przeciągle. Na ten sygnał na balkonie ukazała się drobna, figlarna twarzyczka Hipci. — Ciao! — przywitała go dziewczyna. — Ciao! — odkrzyknął Kubuś. — Co nowego? — Złaź, to ci powiem. — Nie mogę. Uczę się. — Teraz wkuwasz? Przecież już wakacje. — Angielski. Mam dzisiaj ostatnią lekcję u pani Baumanowej. A co się stało? — Zejdź, to ci powiem. — Zaczekaj! — zawołała Hipcia. Jednym ruchem wciągnęła na balkon trzepaczkę, położyła ją na skrzynce z kwiatami, na chwilę znikła w mieszkaniu. Wnet na klatce schodowej zadudniły jej szybkie kroki, a potem w bramie ukazała się biegnąca sylwetka. Dziewczynka była drobna, ruchli- 15 wa jak żywe srebro. W obcisłych spodniach, w granatowym golfie, wyglądała z daleka jak chłopiec. — No, mów! — zawołała zdyszana. — Nowa robota. — Jaka? — Ciekawa — odparł flegmatycznie i zaczął opowiadać o spotkaniu z panią Szrotową i zaginięciu Kreci. — Myślisz, że ją ktoś zwędził? — zapytała Hipcia. — Nie mam pojęcia. — Albo sama uciekła. — To trzeba sprawdzić. Hipcia pokręciła głową. — Ciekawa robota, ale jak ty znajdziesz w ogromnej Warszawie takiego małego jamnika? Przecież takich jamników jest w mieście chyba kilka tysięcy. — Spokojna głowa. Jeżeli chcesz się przekonać, jakie w takim wypadku stosuję metody, to chodź ze mną. Może się czegoś nauczysz. — A angielski? Kubuś podrapał się z zakłopotaniem za uchem. — Czy to takie ważne? — Ba! Mamusia mówi, że bez znajomości obcych języków nowoczesny człowiek nie może żyć na świecie. — To prawda, ale... — Kubuś zamyślił się głęboko. Naraz klepnął się w udo: — Mam świetny 16 pomysł! Weźmiesz książkę, a jak będziesz na mnie czekała, to się nauczysz. — Spróbuję! — zawołała wesoło Hipcia i biegiem wpadła do bramy. — Zaczekaj — zastopował ją Kubuś. — A co? — Weź od mamy dwa złote. — Na co ci dwa złote? — Dla dziadka Kufla, na piwo. — A jeżeli mama mi nie da? — To nie znajdziemy Kreci. — Przepraszam, a co ma Krecia do dziadka Kufla? — Przekonasz się. To jest właśnie moja metoda. — Spróbuję — Hipcia skinęła mu ręką, posłała jeden ze swych najmilszych uśmiechów i podskakując wbiegła na schody. Dziadek Kufel — O forsę nie musisz się martwić — powiedział Kubuś, gdy zbliżali się do baru „Pod Białą Różą". Już dawno minęli nowe bloki, które teraz połyskiwały w słońcu srebrzystymi taflami okien i kolorowymi tynkami. Zagłębili się w labirynt wąskich, nie brukowanych uliczek. Szli wzdłuż niskich, walących się domów, wśród małych podmiejskich ogródków, gdzie pachniało kwitnącymi 2 —Uwaga! Czarny parasol! 17 czeremchami i zalatywało z okien gotującą się strawą. Mijali czarne, obite papą gołębniki, poprzewracane płoty, kupy gruzów, długie baraki. Wkraczali w inny świat.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plsylkahaha.xlx.pl
|
|
|