Umrzesz jak mężczyzna - Jerzy ...

Podstrony
 
Umrzesz jak mężczyzna - Jerzy Edigey, Klub Srebrnego Klucza - kryminaly, Klub srebrnego kluczyka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Los reportera rzucił mnie niedawno do pewnego niewielkiegomiasta, położonego nad pięknym jeziorem. Tam, na przystani,poznałem młodego, sympatycznego oficera milicji –komendanta miejscowego posterunku MO.W rozmowie, jaka nawiązała się między nami, zauważyłemtrochę złośliwie, że porucznik dlatego tak doskonale pływa nażaglówce, że praca w cichym, małym mieście niezbyt goabsorbuje. Na moje słowa oficer roześmiał się:– Nie uwierzy pan, ale miałem tu do czynienia z tak perfidnązbrodnią, jaką trudno sobie nawet wyobrazić.Gdy pytałem o szczegóły, porucznik zamiast odpowiedziwręczył mi gruby, granatowy zeszyt – zapiski robione „nagorąco”. Z wiedzą i za zgodą autora publikuję je teraz poprzeprowadzeniu jedynie niewielkich skrótów.Jeszcze jedno! Nie szukajcie. Czytelnicy, miasta Wisajn namapie. Ludzie, o których pisze młody oficer, żyją, zbrodnia októrej wspomina zdarzyła się naprawdę. Musiałem więczmienić rodzaj produkcji fabryki, nazwę miasta oraz nazwiskawszystkich występujących tu osób.ROZDZIAŁ IGranatowy brulionZeszyt ma granatowe okładki. Dziewięćdziesiąt sześć stron.Najgrubszy jaki można było dostać w jedynym sklepiku zmateriałami piśmiennymi. Na pierwszej stronie, starając siępisać jak najbardziej kaligraficznie i ładnie umieściłem swojeimię i nazwisko „Henryk Gawryś", a pod spodem dodałem„podporucznik MO”. Ten ostatni napis sprawia mi ciągle dużoradości. Chciałem też napisać „pamiętnik”, ale zawstydziłemsię. Pamiętniki wypada pisać młodziutkim dziewczynom istatecznym mężom stanu, a nie podporucznikom milicji. I to,jak powiedział komendant szkoły wręczając mi nominacje, „natak samodzielnym i eksponowanym stanowisku, na którymmożecie się wykazać”.Rzeczywiście, mogę się wykazać! Miasteczko liczy okołopółtora tysiąca ludności, nie biorąc pod uwagę krów, owiec iświń. Od najbliższego „wielkiego miasta”, a jest nim powiatowyEłk, dzieli go dwanaście kilometrów bocznej szosy. AutobusPKS łączy nas dwa razy dziennie ze światem. A „samodzielne ieksponowane stanowisko”, to po prostu kierownictwomiejscowego posterunku MO, składającego 6ie z sierżantaZygmunta Królczyka, kaprala Jana Nowakowskiego i dwóchmilicjantów: Edwarda Iwanowskiego i Jerzego Mamonia.Tak skończyły się moje dziecinne marzenia. Chłopakzaczytujący się Conan Doyłem, a później rozmaitymi„kryminałami”, już bardzo wcześnie postanowił, że zostaniesłynnym detektywem. Po maturze i odbyciu służby wojskowej,jeszcze w szkole oficerskiej MO, widziałem się oficeremśledczym prowadzącym wielkie, skomplikowane dochodzenia.Nieraz marzyłem, że to właśnie ja wykrywam aferę mięsną, czyłapię tajemniczych, nieuchwytnych bandytów.Szkoła przyniosła mi pewne rozczarowania. Zrozumiałem, żena służbę w aparacie patrzyłem dotąd przez pryzmat lektury ogenialnym Sherlocku Holmesie i innych „papierowych"postaciach istniejących tylko w fantazji autorów sensacyjnychpowieści. Praca w milicji, dochodzenie w sprawie zbrodni czyinnego przestępstwa wygląda w rzeczywistości zupełnie inaczej,niż to opisują w książkach. Znacznie mniej tu miejsca nagenialne improwizacje zdolnych detektywów, a znacznie więcejnauki. Drobiazgowe badania śladów pozostawionych przez,przestępcę, skomplikowana praca instytutów naukowych, tomniej ciekawe, ale pewniejsze środki, niż "szare komórki”wspaniałego pana Poirot, bohatera książek Agaty Christie czyteż dedukcje przy kominku, z fajką w zębach, pana SherlockaHolmesa.Wreszcie nadeszła długo oczekiwana chwila – uroczystapromocja. Ręce mi lekko drżały, gdy umieszczałem dwiesrebrne gwiazdki na naszywkach dopiero co wyfasowanegomunduru. Potem cała ceremonia, kolacja, zabawa pożegnalna ioczekiwanie przed gabinetem komendanta szkoły na przydziałypracy. Pułkownik powitał mnie z uśmiechem i długo mówił, żew uznaniu zdolności i pracy otrzymuje specjalną nagrodę – odrazu samodzielne stanowisko – komendanta posterunku wWiżajnach. Słysząc te słowa, będące całkowitą ruina moichmarzeń, aż zbladłem. Uspokajał mnie żebym się nieprzejmował, bo na pewno dam sobie doskonale rade na tym„odpowiedzialnym i eksponowanym stanowisku”.Potem jeszcze tylko krótki urlop i czwartego sierpnia z waliząw reku wylądowałem na rynku w Wisajnach. Wszystko sięzgadzało: apteka była na rynku, sklep spożywczy z jedynym wmiasteczku neonem był. Sklep mięsny również. Kino, sklep zmateriałami, odzieżą, magazyn z gwoździami i różnymżelastwem, zegarmistrz i radiotechnik. Tylko milicji brakowałomi w tym towarzystwie. Gdy tak rozglądałem się wokoło,podszedł do mnie może dwunastoletni chłopiec.– Pan jest nowym komendantem MO – powiedział –budynek posterunku milicji mieści się niedaleko, naŚwierczewskiego. To ta ulica od rynku do jeziora – pokazałręką – biała willa z czerwonym dachem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylkahaha.xlx.pl
  •  
    Copyright 2006 MySite. Designed by Web Page Templates