|
Podstrony |
|
|
- Index
- Tom Clancy 8.3 - Dekret, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- Tom Clancy 6 - Bez Skrupułów, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- Tom Clancy 8.2 - Dekret, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- Tom Clancy 8.1 - Dekret, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- Tom Clancy 9.2 - Tęcza Sześć, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- Tom Clancy 9.1 - Tęcza Sześć, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- Tom Clancy 7.1 - Dług Honorowy, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- Tom Clancy 3 - Kardynał z Kremla, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- Tom Clancy 7.2 - Dług Honorowy, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- Tom Clancy 1 - Polowanie na Czerwony Październik, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jastrzab.xlx.pl
|
|
|
|
|
Turner Linda - Rod Coltonow 02 - Prezent dla Rebeki, E-BOOKI |
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] LINDA TURNER Prezent dla Rebeki ROZDZIAŁ PIERWSZY Ktoś próbował go zabić. Joe Colton jeszcze tydzień później nie mógł w to uwierzyć. Stał wśród rodziny i przyjaciół z kieliszkiem szampana w ręku, wznosząc toast w dniu swoich sześć dziesiątych urodzin, kiedy kula drasnęła go w policzek! Długo próbował przekonać siebie i policję, że nikt tu nie zawinił. Po prostu jeden z gości miał przy sobie broń, która przypadkiem wypaliła, a on znalazł się na linii ognia. Thaddeus Law, detektyw prowadzący śledztwo, nie wierzył jednak w takie przypadki. Kto przynosi nabity rewolwer na przyjęcie urodzinowe? A jeśli na dodatek ten rewolwer o mało nie zabija jubilata, to trudno mó wić o pomyłce, przypadku czy dowcipie. Ktoś po prostu nienawidzi Joego Coltona tak bar dzo, że chciał go zastrzelić w obecności trzystu osób. Pytanie tylko, kto i dlaczego? Joe nie był aż tak naiwny, by sądzić, że nie ma wrogów. W ciągu swej długoletniej kariery politycznej na pewno naraził się wielu ludziom, nigdy jednak nie skrzywdził nikogo z premedytacją. Nigdy nie próbo wał do niczego dojść choćby i po trupach. No więc komu aż tak bardzo się naraził? 6 LINDA TURNER Policja podejrzewała kogoś z rodziny. Wiadomo, sta tystyki wykazują, że na ogół ludzie nie giną z ręki obcej osoby; mordercą jest zwykle ktoś dobrze im znany. Joe wzruszał ramionami. Nic go nie obchodzą sta tystyki, obchodzi go tylko rodzina. Zrezygnował prze cież nawet ze stanowiska senatora, żeby mieć więcej czasu dla żony i dzieci, a w swoim koncernie zatrud niał głównie braci i kuzynów. Żaden z nich nie mógł pragnąć jego śmierci. Strzelał do niego pewnie jakiś psychopata, który wyczytał w gazecie o mającym się odbyć przyjęciu, zmylił ochronę i jakoś się prześliznął. Wariatów nie brakuje. Mówił o tym policjantom, ale go nie słuchali. Prze słuchali wszystkich gości, ale widać było, że głównie interesują ich członkowie rodziny Coltonów. W końcu Joe postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Wiedział, kto może mu pomóc. Zadzwonił do Austina, syna swojego przyrodniego brata. Austin McGrath był prywatnym detektywem i wiedział już o tym, co zaszło. - Przepraszam, że sam do ciebie nie zadzwoniłem - powiedział ze skruchą w głosie - ale miałem pilną sprawę i musiałem lecieć do Vancouveru. Tata mi mó wił, że na tym przyjęciu było pół Kalifornii. Czy po licja już kogoś aresztowała? - Przecież to banda idiotów - parsknął Joe w słu chawkę. - Minął tydzień, a oni jeszcze nic nie zrobili. Dlatego do ciebie dzwonię. Znajdź faceta, który pró bował mnie zabić. PREZENT DLA REBEKI 7 Austin skrzywił się; nie uśmiechało mu się jechać do Kalifornii. Coltonowie byli potężnym rodem, nie na darmo nazywano ich Kennedymi zachodniego wy brzeża. Mieli wielkie wpływy i pieniądze i Austina niewiele z nimi łączyło. Nie mógł jednak odmówić przyrodniemu bratu własnego ojca! Zresztą pomógłby nawet obcemu czło wiekowi, gdyby wiedział, że jego niedoszły morderca przebywa na wolności. - Załatwię sobie tylko jakieś zastępstwo i przylecę jutro wieczorem - powiedział i usłyszał w słuchawce westchnienie ulgi. - Dzięki - sapnął Joe. - Powiem Meredith, żeby ci kazała przygotować gościnny pokój. - Wolałbym zatrzymać się w hotelu. Na myśl, że mógłby zamieszkać w rezydencji Col- tonów, gdzie codziennie przyjmowano gości, przeszedł go dreszcz. Wieczorem, po pracy, pragnął tylko spo koju. - Zajmując się tą sprawą, powinienem zachować pewien dystans - wyjaśnił, żeby jakoś osłodzić odmo wę. - Tak będzie lepiej. Joe nie wziął mu tego za złe. - Masz rację. Zresztą zawsze chadzałeś własnymi drogami. Austin nie zaprzeczył. Nigdy nie chciał pracować w rodzinnej firmie; po studiach wyjechał do Portland i wstąpił do policji. Ranny w czasie akcji przeciwko handlarzom narkotyków, odszedł z pracy i założył własne biuro detektywistyczne. 8 LINDA TURNER - Lubię być sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem - skomentował żartobliwie. Wiedział, że wuj doskonale go rozumie; sam miał podobne usposobienie. - Nic nie musisz mi tłumaczyć - oświadczył Joe. - Twój ojciec mówił, że doskonale sobie radzisz. Rób, co uważasz za stosowne, daję ci wolną rękę. - Zadzwonię do ciebie zaraz po przyjeździe - obie cał Austin. Odłożył słuchawkę i usiadł wygodnie w fotelu, po czym zerknął na notatki zrobione podczas rozmowy z wujem. Niewiele jeszcze wiedział o całej sprawie, ale jedno było pewne. Ktoś, kogo Joe zna i kocha, życzy mu śmierci. Tylko kto? Rezydencja Coltonów pod miasteczkiem Prosperino w Kalifornii nosiła nazwę Hacienda del Alegria, czyli inaczej Dom Radości. Była poza tym niezwykle pięk nie położona: budowla koloru piasku stała w schodzą cej ku oceanowi rozległej dolinie, nad którą wznosiły się góry. Austin jako dziecko lubił tu przyjeżdżać - nie tylko ze względu na widoki i bliskość oceanu. Wielka dwu skrzydłowa siedziba dzięki cioci Meredith stała się pra wdziwym domem. Z upływem lat podobno wiele się zmieniło. Wjechał na teren posiadłości i rozejrzał się. Dom niby był ten sam, ale w niczym nie przypominał tego, co zapamiętał z dzieciństwa. Nawet wnętrze wyglądało inaczej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plsylkahaha.xlx.pl
|
|
|