|
Podstrony |
|
|
- Index
- Tom Clancy 8.3 - Dekret, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- Tom Clancy 6 - Bez Skrupułów, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- Tom Clancy 8.2 - Dekret, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- Tom Clancy 8.1 - Dekret, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- Tom Clancy 9.2 - Tęcza Sześć, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- Tom Clancy 9.1 - Tęcza Sześć, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- Tom Clancy 7.1 - Dług Honorowy, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- Tom Clancy 3 - Kardynał z Kremla, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- Tom Clancy 7.2 - Dług Honorowy, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- Tom Clancy 1 - Polowanie na Czerwony Październik, E-Booki, Tom Clancy, Cykl z Jackiem Ryanem
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- grzeda.pev.pl
|
|
|
|
|
Umowa poślubna - Sylvia Andrew, E-booki |
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Sylvia Andrew Umowa poślubna Tytuł oryginału: The Bridegroom's Bargain Rozdział pierwszy Październik 1815 - Umiłowani! Zebraliśmy się tutaj, by w obecności Boga i wszystkich zgromadzonych... Promień jesiennego słońca przeniknął przez witrażowe okno do wnętrza starożytnego kościoła Świętego Wulfrica i spoczął na kanoniku Harmondzie w chwili, gdy wymawiał pierwsze słowa ceremonii zaślubin. Zabarwił jego komżę i wianuszek śnieżnobiałych włosów refleksami błękitu i zieleni, czerwieni i złota. Wydawało się, że zstąpił z przedstawiającego gromadkę świętych witrażu w zachodnim oknie. Blask słońca opromienił również sylwetkę pana młodego, który zupełnie nie wyglądał jak święty. Wysoki, jak zawsze roztaczający wokół siebie aurę nieco aroganckiej pewności siebie, Richard Deverell był niewątpliwie istotą jak najbardziej z tego świata. W czarnym surducie i dopasowanych spodniach, będących niewątpliwie dziełem mistrza sztuki krawieckiej, w śnieżnobiałym fularze i również białej jedwabnej kamizelce, wyglądał dokładnie na tego, kim był - na członka jednej z najbardziej ekskluzywnych i kosmopolitycznych społeczności - angielskiej arystokracji. Jednakże siłę szerokich ramion i atletyczną sylwetkę zawdzięczał czteroletnim bojom z Francuzami, a nie wirowaniu w takt walca na londyńskich balach. Opalenizna i drobne zmarszczki wokół szarych oczu były rezultatem dni spędzanych w siodle pod prażącym słońcem Hiszpanii, a przecinająca policzek blizna przypominała, że niemal cudem umknął śmierci pod Waterloo. Od tego czasu mówiono, że Richard Deverell ma piekielne szczęście, również w rozgrywkach karcianych i wszelkiego rodzaju grach. Ciotka pana młodego, lady Honoria Standish, zmierzyła zebranych krytycznym spojrzeniem. Ławka rodziny Deverellow stanowiła najdogodniejszy punkt obserwacyjny w kościele. Lady Honoria nie dostrzegła nikogo z towarzystwa, wątpiła zresztą, by ktokolwiek otrzymał zaproszenie. Jak mogło być inaczej, skoro ojciec panny młodej tak nie- dawno został złożony w grobie? A jednak szkoda. Ślub Richarda powinien być znacznie okazalszy niż ta skromna ceremonia. - Przede wszystkim dla powołania na świat potomstwa... I o to chodziło. Przyjemnie będzie, gdy w Channings znowu pojawią się dzieci. Zresztą najwyższy czas, by Richard zatroszczył się o spadkobierców - dobra Deverellow nie powinny wpaść w ręce kuzynów czy pociotków. Spojrzała na bratanka i z aprobatą kiwnęła głową. To małżeństwo położy wreszcie kres tego typu troskom. Aleksandra Rawdon wywodziła się z przyzwoitej, zdrowej rodziny, a Richard był w pełni sił. Niewiele kobiet zdołałoby mu się oprzeć -nic więc dziwnego, że ta dziewczyna Rawdonów aż się paliła, żeby go poślubić. Lady Honoria zmarszczyła czoło. Dlaczego właściwie Richard spośród wszystkich dziewcząt wybrał akurat Leksi Rawdon? Była ładniutka, ale lady Honoria znała wiele pięknych, eleganckich, bogatych, dobrze urodzonych dziewcząt, które dałyby się posiekać na kawałki, byle zostać lady Deverell. Każda z nich lepiej niż Aleksandra Rawdon nadawałaby się na panią tak wielkiego i ważnego majątku jak Channings. Ta dziewczyna była impulsywną, tryskającą humorem trzpiotką i wolała włóczyć się po polach ze swoim bratem Johnnym i Richardem, niż siedzieć w domu i uczyć się, jak być damą. To prawda, że dzieciństwo Richarda upłynęło właściwie wśród Rawdonów. Stanowili z Johnnym parę nierozłącznych przyjaciół, a sir Jeremy i lady Rawdon traktowali go jak syna i darzyli miłością i troską, jakiej daremnie szukał we własnym domu. Czyżby żenił się z ich córką z poczucia obowiązku? Dziewczyna została całkiem sama na świecie. Matkę straciła kilka lat temu, Johnny Rawdon zginął tragicznie przed paru miesiącami, a niedawno odszedł również jej ojciec, sir Jeremy. Czy właśnie dlatego Richard postanowił ją poślubić? Lady Honoria przeniosła spojrzenie na pannę młodą. Aleksandra Rawdon prezentowała się całkiem nieźle - wysoka, smukła, prosta jak strzała, ubrana w białą, jedwabną suknię i biały welon, upięty na czepeczku, który utrzymywał w ryzach gęstwinę jej niesfornych, jasnorudych włosów. Zdarzenia ostatnich miesięcy wyraźnie wycisnęły piętno na Aleksandrze. Stała u boku Richarda sztywna, jakby kij połknęła. Lady Honoria westchnęła. Proponowała odłożenie ślubu, ale Richard był nieugięty - małżeństwo miało zostać zawarte najszybciej jak to możliwe. Pewnie miał rację. Rawdon Hall należał do rodziny Rawdonów od czasów Tudorów, a Aleksandra i jej kuzyn Mark Rawdon byli ostatnimi z rodu. Sir Markowi pewnie ulżyło, że Leksi opuściła dom, który przeszedł obecnie w jego ręce. I choć kuzynostwo całkiem nieźle się dogadywało, nie mogło jednak dłużej mieszkać pod jednym dachem, mając jedynie starą nianię za przyzwoitkę. Mark Rawdon nie mógł poślubić Leksi, nawet gdyby tego pragnął. Jakkolwiek trudno w to uwierzyć, rozeszły się pogłoski, że dziedzic Rawdon Hall musi się bogato ożenić, jeśli chce uratować rodowy majątek. Ciotka Richarda przyjrzała się mężczyźnie, który stał u boku panny młodej, gotów oddać ją mężowi. Sir Mark Rawdon. Szczery, otwarty, niczego nieukrywający młody człowiek. Był równie przystojny jak Richard i, prawdę mówiąc, wyglądał znacznie lepiej niż jego kuzynka Aleksandra. Ubrał się wytwornie, w ciemnozielony surdut i skórzane spodnie, a jego krótkie, kasztanowe, zaczesane z niedbałą elegancją włosy zdawały się błyszczeć w promieniach słońca. - Richardzie Anthony czy bierzesz sobie tę kobietę za małżonkę i obiecujesz ją kochać, strzec i szanować, w zdrowiu i w chorobie... Uwagę lady Honorii przykuła składana właśnie przez młodą parę przysięga małżeńska. Uroczyste słowa wypowiadane głębokim głosem Richarda zabrzmiały tak pięknie, jak chyba nigdy. - ... w zdrowiu i w chorobie... dopóki śmierć nas nie rozłączy... Z uśmiechem, który nieczęsto pojawiał się na jej twarzy, wysłuchała Richarda. Przyszła kolej na Aleksandrę. Dziewczyna mówiła czystym głosem, ale jakby z przymusem. Co się z nią dzieje? Powinna promienieć szczęściem! Przecież wychodziła za człowieka uważanego za najlepszą partię w całej Anglii! - ... na dobre i na złe... w bogactwie i w biedzie... kochać. .. - Aleksandra urwała, ale szybko zapanowała nad sobą i kontynuowała: - ... kochać, dbać i być posłuszną, dopóki śmierć... - Tym razem milczenie trwało trochę dłużej. - Dopóki śmierć nas nie rozłączy... Richard słyszał napięcie w głosie Leksi. Objął ją ramieniem, przyciągnął do siebie i powtarzał ostatnie słowa: - Tą obrączką cię zaślubiam, oddaję w twoje ręce samego siebie i wszystkie swoje dobra doczesne... Lady Honoria pokiwała głową. Richard miał zdecydowanie ponadprzeciętny udział w dobrach doczesnych, był nieprzyzwoicie wręcz bogaty. I choć nie obnosił się może ze swymi uczuciami, to niewątpliwie będzie dbał o żonę. Aleksandra Rawdon naprawdę ma szczęście. Kiedy kanonik Harmond rozpoczął kazanie, lady Honoria rozsiadła się wygodnie na poduszkach - bo Deverellowie zawsze dbali o wygodę swej kościelnej ławy - i starała się przybrać taką minę, jakby uważnie słuchała. Duchowny powtarzał zawsze to samo przemówienie, na szczęście dość krótkie. Jeszcze minuta czy dwie i państwo młodzi przejdą do zakrystii złożyć podpisy dla dopełnienia formalności. Richard osiądzie wreszcie w Channings i będzie wiódł spokojne życie rodzinne. Przymknęła oczy... Nie tylko lady Honoria nie słuchała kanonika Harmonda z należytą uwagą. Również panna młoda, której nerwy były napięte niczym struny, nie mogła doczekać się końca ceremonii. To już na pewno nie potrwa długo. Wkrótce przejdą do zakrystii złożyć podpisy, dostarczą ostatnie dokumenty i... będzie po wszystkim. Uświadomiła sobie mgliście, że kanonik Harmond ruszył przodem, żeby wskazać im drogę, Mark i lady Honoria podążyli za nim, a Richard wsunął jej dłoń pod ramię, by wyprowadzić ją z kościoła do zakrystii. W nie- wielkim pokoiku przy zawalonym papierami stole siedział kancelista. Leksi podpisała we wskazanym miejscu i cofnęła się o krok. Serce jej waliło, a głowa pękała z bólu. Zdjęła czepek i welon, żeby zmniejszyć ucisk. Położyła je na stole obok najważniejszego dokumentu: prezentu ślubnego od Richarda. - Aleksandro? Co ci jest? Nie interesuje cię obiecany prezent ślubny? - Richard uśmiechnął się do niej. Leksi zdołała się uśmiechnąć. - Oczywiście. Jest już gotowy? - Tak sądzę. Panie Underhill? Kancelista odchrząknął i oświadczył mocnym głosem, choć jego mina wyrażała stanowczą dezaprobatę:
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plsylkahaha.xlx.pl
|
|
|