Urocza i nieznośna - Long Julie ...

Podstrony
 
Urocza i nieznośna - Long Julie Anne, Romanse historyczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Julie Ann Long
Urocza i niezno
Ļ
na
Ta jest dla Ciebie, Melis
1
Co za ironia, pomy
Ļ
lała Sylvie. Wstr
ħ
tny statek kolebał si
ħ
i hu
Ļ
tał, a jej
Ň

Ģ
dek robił salta w rytm przechyłów. A przecie
Ň
wła
Ļ
nie ruch był jej
Ň
ywiołem.
Codziennie skakała i wykonywała piruety, nieomal
Ň
e fruwaj
Ģ
c w powietrzu. Ból
mi
ħĻ
ni był niczym w porównaniu z perwersyjn
Ģ
rado
Ļ
ci
Ģ
, któr
Ģ
odczuwała, widz
Ģ
c
zazdro
Ļę
innych tancerek eorps de battet monsieur Favre’a. Sylvie Lamoreux była
prawdziw
Ģ
perł
Ģ
paryskiej Opery, obiektem po
ŇĢ
dania i zawi
Ļ
ci, uosobieniem
pi
ħ
kna i wdzi
ħ
ku. Nie była przyzwyczajona do pozbywania si
ħ
zawarto
Ļ
ci
Ň

Ģ
dka
przez burt
ħ
statku.
Potrafiła kontrolowa
ę
swoje ciało. Podczas ta
ı
ca to ona wydawała mu
polecenia. Chocia
Ň
monsieur Favre te
Ň
miał co
Ļ
nieco
Ļ
do powiedzenia:
- Sylvie, ju
Ň
ci mówiłem: jak motyl, a nie jak krowa. Spójrz na siebie! A
Ň
mi
si
ħ
chce zarycze
ę
!
Albo:
- Sylvie, masz drewniane r
ħ
ce. Podnie
Ļ
je o, tak... aha, wła
Ļ
nie tak, aniołku...
Bajecznie. A wi
ħ
c nie myliłem si
ħ
, potrafisz ta
ı
czy
ę
.
Oczywi
Ļ
cie troch
ħ
przesadzał; była przecie
Ň
najlepsz
Ģ
tancerk
Ģ
w zespole.
To Favre pomógł jej zrobi
ę
wielk
Ģ
karier
ħ
. Pewno
Ļę
siebie uznała za najlepsz
Ģ
bro
ı
przeciwko sarkazmowi maestra.
Wolałaby jednak mimo wszystko znosi
ę
kaprysy baletmistrza, ni
Ň
podskoki
tego przekl
ħ
tego statku, który przebijał si
ħ
jak taran przez zwaliste fale kanału La
Manche.
Monsieur Favre nie b
ħ
dzie zachwycony, gdy si
ħ
dowie,
Ň
e znikn
ħ
ła.
List, który miała w torebce, wyja
Ļ
niał bardzo niewiele. Mimo to jego tre
Ļę
sprawiła,
Ň
e Sylvie podj
ħ
ła decyzj
ħ
błyskawicznie: popłynie do Anglii. Przez dwa
tygodnie snuła w tajemnicy plany podró
Ň
y, zraniona, w
Ļ
ciekła, pełna nadziei i
podniecaj
Ģ
cej ciekawo
Ļ
ci. Nikomu si
ħ
nie zwierzała. Nic dziwnego, zwa
Ň
ywszy na
powag
ħ
sprawy.
A
Ň
dziw,
Ň
e kilka zda
ı
po angielsku mogło wywoła
ę
a
Ň
taki zam
ħ
t w jej
Ň
yciu. Nadawca zacz
Ģ
ł list od przeprosin; sumitował si
ħ
, ze po raz kolejny niepokoi
Claude. „Po raz kolejny!" Gniew ogarniał Sylvie, ilekro
ę
przypominała sobie te
słowa. A zatem nie był to pierwszy list. Pro
Ļ
b
ħ
o informacje na temat młodej
kobiety imieniem Sylvie uzasadniało wyznanie: „prawdopodobnie jest ona moj
Ģ
siostr
Ģ
".
Podpisała si
ħ
pod tym Susannah Whitelaw, lady Grantham. „Moja siostra..."
Sylvie nie s
Ģ
dziła,
Ň
e kiedykolwiek postawi te dwa słowa jedno obok drugiego.
Ten list oznaczał dla niej przeszło
Ļę
, o której nic nie wiedziała, przyszło
Ļę
, o
jakiej nie marzyła, tajemnice, jakie tylko podejrzewała. Claude powiedziała,
Ň
e
rodzice Sylvie nie
Ň
yj
Ģ
, niech Bóg ma ich w swojej wiecznej opiece. Traktowała j
Ģ
jak własn
Ģ
córk
ħ
. Gdyby nie to,
Ň
e pojechała na wakacje, jak co roku o tej porze,
Ň
egnaj
Ģ
c Sylvie pocałunkiem w oba policzki i prosz
Ģ
c o opiek
ħ
nad papug
Ģ
imieniem Guillaume, dziewczyna by
ę
mo
Ň
e nigdy nie zobaczyłaby tego listu.
Guillaume został pod opiek
Ģ
gospodyni i nic groziło mu nic poza nud
Ģ
- ptak
znał o dwa j
ħ
zyki wi
ħ
cej ni
Ň
ta
Ň
yczliwa kobiecina. I o dwa j
ħ
zyki mniej ni
Ň
Etienne.
Etienne. My
Ļ
li Sylvie natychmiast oddaliły si
ħ
od tego m
ħŇ
czyzny, jak
sparzone
Ň
ywym ogniem. A potem powróciły, pełne winy.
Etienne był szczodry, zarówno w uczuciach, jak i w podarkach. Potrafił
flirtowa
ę
tak, jak potrafi
Ģ
tylko spadkobiercy wielu pokole
ı
arystokratów,
m
ħŇ
czyzna pewny siebie i wspaniałomy
Ļ
lny, konsekwentny w działaniu, zawsze
osi
Ģ
gał zamierzony cci. Składał obietnice, które uderzały do głowy jak wino,
obietnice, w które ledwie
ĺ
miała wierzy
ę
, bo upajały wizj
Ģ
Ň
ycia, o jakim marzyła i
na jakie chciała zapracowa
ę
w balecie.
Ale usposobienie miał zagadkowe... Nigdy, przenigdy go nic zrozumie. Siła
ekspresji jej burzliwej natury przypominała ognie sztuczne: zapłon, efektowny
wybuch i cisza. On był zimny, cierpliwy i bezlitosny. Czekał. Planował. A jego
wyrafinowana zemsta spadała nieuchronnie, jak zasłu
Ň
ona kara.
Ostatni raz widziała Etienne'a w mi
ħ
kkim
Ļ
wietle przed
Ļ
witu. Spał
odwrócony do niej plecami, osłoniwszy głow
ħ
ramieniem. Poło
Ň
yła mu na
poduszce list, w którym przepraszała za odej
Ļ
cie i obiecywała rychłe spotkanie.
Kochał j
Ģ
, to prawda. Ale miłosne wyznania przychodziły mu z tak
Ģ
łatwo
Ļ
ci
Ģ
...
Dobrze wiedziała
Ň
e próbowałby nie dopu
Ļ
ci
ę
do wyjazdu z Pary
Ň
a,
wiedziała te
Ň
,
Ň
e na pewno b
ħ
dzie jej szukał i nie da si
ħ
ponie
Ļę
emocjom - z
wyrachowaniem wybierze moment,
Ň
eby si
ħ
odegra
ę
.
Teraz musiała zrobi
ę
wszystko, by Etienne odnalazł j
Ģ
dopiero wtedy, gdy
ona dowie si
ħ
ju
Ň
tego, czego powinna si
ħ
dowiedzie
ę
.
Pasa
Ň
erowie zacz
ħ
li schodzi
ę
ze statku i Sylvie wreszcie mogła postawi
ę
stop
ħ
na angielskiej ziemi. Była z siebie dumna. Udało jej si
ħ
dotrze
ę
a
Ň
tak daleko
bez niczyjej pomocy. Ci
Ģ
gle jeszcze odczuwała skutki morskiej podró
Ň
y. Barwy,
ruch i kolory napływały i oddalały si
ħ
falami; widziała tłum robotników
portowych, którzy rozładowywali statek, jasne poranne sło
ı
ce na bł
ħ
kitnym niebie,
odbijaj
Ģ
ce si
ħ
w wodzie, i srebrzystobiałe mewy, zataczaj
Ģ
ce kr
ħ
gi w powietrzu.
Ani jedna chmurka nie łagodziła bezlitosnego blasku sło
ı
ca. Sylvie gł
ħ
boko
wci
Ģ
gn
ħ
ła pierwszy haust prawdziwego angielskiego powietrza. Było gor
Ģ
ce,
przesi
Ģ
kni
ħ
te odorem portu i tylko wzmogło mdło
Ļ
ci.
No có
Ň
, jako
Ļ
sobie z tym poradzi. W ko
ı
cu zmusi
Ň

Ģ
dek do
posłusze
ı
stwa. Zawsze potrafiła podporz
Ģ
dkowa
ę
ciało swojej
Ň
elaznej woli.
Kiwn
ħ
ła głow
Ģ
tragarzowi, który zniósł jej baga
Ň
na brzeg, i zacz
ħ
ła si
ħ
energicznie rozgl
Ģ
da
ę
za dyli
Ň
ansem, chc
Ģ
c jecha
ę
do Londynu. Pierwszy raz w
Ň
yciu podró
Ň
owała samotnie. Ale pozbyła si
ħ
ju
Ň
niepokoju i czuła coraz pewniej.
Nie została rozpoznana, a jej angielszczyzna okazała si
ħ
wystarczaj
Ģ
co dobra. Nie
była przecie
Ň
dzieckiem, które potrzebuje pieszczot czy m
ħ
skiej opieki. Poza tym
po Pary
Ň
u, który był równic skomplikowany, pi
ħ
kny i trudny jak balet,
Ň
adne inne
miasto nie budziło w niej l
ħ
ku. W gruncie rzeczy niewiele si
ħ
od siebie ró
Ň
niły.
Podniosła wzrok i zobaczyła w dumie jego plecy; bez trudu rozpoznała te
szerokie ramiona. Etienne! Ogarn
ħ
ła j
Ģ
zimna fala strachu, granicz
Ģ
cego z panik
Ģ
.
To niemo
Ň
liwe. Jeszcze nie teraz. Za wcze
Ļ
nie, mówiła sobie w duchu.
Była jednak przygotowana na takie ryzyko. Obróciła si
ħ
na pi
ħ
cie, zobaczyła
dyli
Ň
ans i błyskawicznie podj
ħ
ła decyzj
ħ
.
Tom Shaughnessy w samotno
Ļ
ci przezywał kolejny nieudany wyjazd do
Kentu. Nagle jaka
Ļ
kobieta wskoczyła mu na kolana, obj
ħ
ła go za szyj
ħ
i przywarła
do niego całym ciałem.
- Co u licha... - Podniósł r
ħ
ce, aby wyrwa
ę
si
ħ
z jej obj
ħę
.
- Cicho - szepn
ħ
ła gor
Ģ
czkowo. - Błagam pana.
Do powozu zajrzał m
ħŇ
czyzna.
- Bardzo przepraszam. - Cofn
Ģ
ł głow
ħ
po
Ļ
piesznie i znikn
Ģ
ł.
Kobieta na kolanach Toma znieruchomiała; słyszał jej urywany oddech.
Dłu
Ň
sz
Ģ
chwil
ħ
Ň
adne z nich nawet nic drgn
ħ
ło. Szelest ciemnego jedwabiu sukni,
dotyk szczupłego, silnego ciała, korzenno-waniliowo-ró
Ň
any aromat i cała ta...
kobieco
Ļę
podra
Ň
niły zmysły Toma. Zakr
ħ
ciło mu si
ħ
w głowie.
Był zaskoczony, ale bynajmniej nie nieprzyjemnie.
Najwyra
Ņ
niej zdecydowała,
Ň
e ju
Ň
jest bezpieczna, odsun
ħ
ła si
ħ
i przesiadł?
na siedzenie po drugiej stronie, jak najdalej od niego.
- A ja wła
Ļ
nie si
ħ
zacz
Ģ
łem przyzwyczaja
ę
do pani obecno
Ļ
ci, madame -
zacz
Ģ
ł Tom. Pochylił si
ħ
i lekko dotkn
Ģ
ł jej ramienia. - Pozwoli pani,
Ň
e si
ħ
przedsta... Au!
Gwałtownie cofn
Ģ
ł r
ħ
k
ħ
.
Do diabła! Co ona...?! Powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem, utkwionym w
jego krocze.
W dłoni, okrytej eleganck
Ģ
r
ħ
kawiczk
Ģ
, tkwiło...
Co takiego?! Szydełko?!
Rzeczywi
Ļ
cie! Ta wied
Ņ
ma wła
Ļ
nie ukłuła go przekl
ħ
tym szydełkiem. Nie na
tyle mocno,
Ň
eby zrani
ę
co
Ļ
poza jego m
ħ
sk
Ģ
dum
Ģ
. Ale wystarczaj
Ģ
co,
Ň
eby, no...
osi
Ģ
gn
Ģę
cel.
- Przepraszam,
Ň
e pana nadziałam, ale nie mog
ħ
pozwoli
ę
,
Ň
eby pan mnie
dotykał - odezwała si
ħ
łagodnym, powa
Ň
nym tonem dobrze wychowanej osoby. W
głosie dało si
ħ
wyczu
ę
leciutkie dr
Ň
enie. To absurdalne, ale nie mógł oprze
ę
si
ħ
wra
Ň
eniu,
Ň
e naprawd
ħ
jest jej przykro.
Zmierzył j
Ģ
gniewnym spojrzeniem.
- Przeprasza mnie pani,
Ň
e mnie pani nadzia... Aha! - mówił, ochłon
Ģ
wszy
nieco z oszołomienia. - Chciała pani powiedzie
ę
„ukłuła”. Przeprasza mnie pani,
Ň
e
mnie pani ukłuła?!
- Tak! - odparła niemal z wdzi
ħ
czno
Ļ
ci
Ģ
, jakby podsun
Ģ
ł jej jakie
Ļ
u
Ň
yteczne
słowo. - Przepraszam,
Ň
e pana ukłułam. Przepraszam te
Ň
,
Ň
e na panu usiadłam. Ale
nie mog
ħ
pozwoli
ę
,
Ň
eby mnie pan dotykał, ja nie jestem... - Przerwała i machn
ħ
ła
r
ħ
k
Ģ
tak. jakby chciała pochwyci
ę
umykaj
Ģ
ce słówko.
Nie jest, no jaka? Zdrow
Ģ
na umy
Ļ
le?
Nagle zorientował si
ħ
,
Ň
e rozmawia z Francuzk
Ģ
. St
Ģ
d ten dziwny akcent i
zaskakuj
Ģ
ce słownictwo... Mo
Ň
e dlatego te
Ň
posłu
Ň
yła si
ħ
szydełkiem. Po
Francuzce mo
Ň
na si
ħ
przecie
Ň
wszystkiego spodziewa
ę
.
ĺ
licznotka udaje piekielnie
pewn
Ģ
siebie, ale wida
ę
,
Ň
e czego
Ļ
si
ħ
boi. Czego
Ļ
albo kogo
Ļ
. Przypomniał sobie
m
ħŇ
czyzn
ħ
, który zajrzał do powozu.
Kiedy na ni
Ģ
patrzył, przechyliła głow
ħ
, unikaj
Ģ
c jego spojrzenia. Była w
Ň
ałobie; zauwa
Ň
ył to dopiero teraz. Kapelusz i welon ukazywały tylko zarys
delikatnego podbródka i l
Ļ
ni
Ģ
ce włosy -chyba rude, cho
ę
nie był tego pewien.
Miała dług
Ģ
szyj
ħ
i pi
ħ
knie wyprostowane plecy. Wydawała si
ħ
szczupła, ale
obszerna suknia nie pozwalała oceni
ę
figury. Suknia była elegancka, ale
Ņ
le
dobrana. Pewnie po
Ň
yczona, pomy
Ļ
lał. Znał si
ħ
na damskich fatałaszkach i widział,
Ň
e i rozmiar, i fason były dla tej kobiety nieodpowiednie.
Poniewa
Ň
wpatrywał si
ħ
w ni
Ģ
, siedz
Ģ
c nieruchomo, chyba doszła do
wniosku,
Ň
e nie porwie jej w ramiona, i wsun
ħ
ła szydełko z powrotem do r
ħ
kawa.
Do licha, brakuje jej tylko koszyczka z robótkami upchni
ħ
tego gdzie
Ļ
pod
siedzeniem.
- Kto pani
Ģ
Ļ
ciga, madame? - spytał cicho.
Niemal niedostrzegalnie napi
ħ
ła ramiona. Ciekawe. To te
Ň
nie wskazywało
na pewno
Ļę
siebie.
-
Je ne comprends pas, monsieur
- odparła, uroczo wzruszaj
Ģ
c ramieniem,
jak na prawdziw
Ģ
Francuzk
ħ
przystało.
Bujda. Rozumiała go doskonale.
-
Au contraire
, jestem przekonany,
Ň
e pani
Ļ
wietnie rozumie moje pytanie -
sprzeciwił si
ħ
uprzejmie. Jego francuszczyznie niewiele mo
Ň
na by zarzuci
ę
. W
ko
ı
cu wszystkie najlepsze kurtyzany były Francuzkami, jak mnóstwo tancerek,
przewijaj
Ģ
cych si
ħ
przez Biał
Ģ
Lili
ħ
. To dzi
ħ
ki nim poznał przeró
Ň
ne kaprysy
Francuzek.
Welon si
ħ
poruszył; kobieta zacz
ħ
ła szybciej oddycha
ę
.
- Je
Ļ
li pani mi powie, b
ħ
d
ħ
mógł pani słu
Ň
y
ę
pomoc
Ģ
- przekonywał, sam si
ħ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylkahaha.xlx.pl
  •  
    Copyright 2006 MySite. Designed by Web Page Templates