|
Podstrony |
|
|
- Index
- Tonya Wood (Ryanne Corey) - Sekret milionera, Książki - ebook, ● Harlequin Gorący Romans Duo
- Upadłe Anioły 04 - Anielski hultaj(Miłość szpiega) - Putney Mary Jo, Romanse historyczne
- Upadłe Anioły 07 - Idealna róża - Putney Mary Jo, Romanse historyczne
- Upadłe Anioły 06 - Rzeka ognia - Putney Mary Jo, Romanse historyczne
- Upadłe Anioły 03 - Taniec na wietrze - Putney Mary Jo, Romanse historyczne
- Upadłe Anioły 01 - Gromy i róże - Putney Mary Jo, Romanse historyczne
- Upadłe Anioły 05 - Okruchy tęczy - Putney Mary Jo, Romanse historyczne
- Urocza i nieznośna - Long Julie Anne, Romanse historyczne
- Tori Carrington-Nic nie jest w porzadku, Książki, Romanse i Erotyki
- Tom 3 - Jak w raju - McNaught Judith, ROMANSE HISTORYCZNE
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- slaveofficial.keep.pl
|
|
|
|
|
Uwodzicielka - Laurens Stephanie, Romanse |
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] //-->Stephanie LaurensUwodzicielkaTłumaczenie:Magdalena Słysz1.Kwiecień 1848 rokuGlasgow– Dzień dobry, panie Carrick.Thomas, który składał parasol, podniósł głowę i uśmiechnął się do pani Manning,recepcjonistki w średnim wieku, siedzącej za kontuarem w holu Carrick Enterpri-ses.Niewiasta władczym gestem wyciągnęła rękę.– Ja się z tym zajmę, proszę pana.Gdy zamknęły się za nim drzwi, Thomas podszedł do recepcjonistki i posłusznieoddał jej parasol.Kiedy brała go od niego, kąciki jej ust uniosły się z aprobatą; mimo że była z natu-ry surowa, miała słabość do Thomasa. Biura firmy zajmowały połowę parteru bu-dynku przy Trongate od frontu, w pobliżu ruchliwego centrum miasta, i owdowiałamatrona rządziła swym imperium żelazną ręką, ale sprawiedliwie.– Przed południem nie ma pan żadnych umówionych spotkań… a po południu tylkonaradę z przedstawicielami Colliers. – Spojrzała na drugą stronę holu. – I rano nieprzyszło nic takiego, czym musiałby się pan zająć.Naprzeciwko recepcji, pod ścianą, biegł długi wypolerowany kontuar, nad którymznajdowały się liczne wnęki. Za nim Dobson, główny urzędnik, spokojnie sortował li-sty i paczki; były żołnierz i generalnie człowiek milczący tylko skinął głową, kiedyThomas spojrzał w jego kierunku.Zwracając się ponownie do pani Manning, mruknął:– W takim razie skorzystam z okazji, by przejrzeć rachunki z zeszłego miesiąca.– Znajdzie je pan na sekreterze za pańskim biurkiem.Hol był wyłożony dębową boazerią o pięknych słojach. Na częściowo przeszklo-nych drzwiach, przez które wszedł Thomas, widniała nazwa firmy i jej logo – zarysparowca nad drewnianą skrzynią – zręcznie wykute w żelazie i pozłocone. Okrągłeżyrandole z żyłkowanego szkła, wiszące na ciężkich łańcuchach pod kasetonowymsufitem, rzucały typowe dla lamp gazowych stonowane światło. Wokół panowała at-mosfera powściągliwej zamożności – która niewiele zdradzała.Jednakże za Carrick Enterprises nie kryły się bynajmniej stare pieniądze. Nieży-jący ojciec Thomasa, Niall, zajął się importem i eksportem zaledwie przed trzydzie-stu pięciu laty; jako drugi w kolejności syn, bez widoków na przejęcie rodzinnegomajątku, musiał sam radzić sobie w życiu.Przyłączył się do niego szwagier, Quentin Hemmings. Choć ojciec Thomasa dawnozmarł, Quentin wciąż brał czynny udział w prowadzeniu firmy.Kiedy Thomas ruszył w stronę otwartych drzwi, prowadzących do zewnętrznychbiur, w progu pojawił się właśnie on, patrząc na plik dokumentów, które niósł.Niemal tak wysoki jak Thomas, Quentin sprawiał wrażenie majętnego dżentelme-na, zdecydowanie, choć nie demonstracyjnie zadowolonego ze swego losu – w rze-czy samej nie mógł narzekać na małżeństwo, rodzinę i zajęcie. Być może jego brą-zowe włosy zaczęły się nieco przerzedzać, jednakże twarz i sylwetka świadczyły, żebył pełnym energii mężczyzną, aktywnym we wszystkich sferach życia.Wyczuwając przeszkodę na drodze, Quentin podniósł wzrok. Kiedy zobaczył Tho-masa, aż się rozpromienił.– Thomasie, mój chłopcze. Witaj. – Wskazał trzymane w ręce papiery. – To umowyz Bermuda Sugar Corporation. – Jego orzechowe oczy się zasępiły. – Jest jednakwestia…Piętnaście minut później, uzgodniwszy z Quentinem, że należy uzyskać więcejgwarancji dotyczących dostawy z Bermuda Sugar, Thomas wreszcie przeszedłprzez drzwi i ruszył wąskim korytarzem z biurami od ulicy i magazynami po prze-ciwnej stronie. Korytarz kończył się imponującymi drzwiami, które prowadziły dodużego narożnego gabinetu należącego do Thomasa. Gabinet Quentina znajdowałsię w przeciwległym narożniku budynku.Thomasa dzieliło od drzwi jeszcze pięć kroków, gdy z przyległego pokoju wyszedłinny dżentelmen z dokumentami w dłoni – kuzyn Humphrey, jedyny syn Quentina;podniósł głowę i ujrzawszy Thomasa, zatrzymał się z uśmiechem.Kiedy Thomas przystanął i patrząc na niego, uniósł sarkastycznie brew, uśmiechtamtego przybrał szelmowski wyraz.– Będziesz musiał wytypować wybrankę spośród najpiękniejszych panien w Glas-gow, i to szybko, bo inaczej rozpęta się damska wojna. A jeśli chodzi o wrogie dzia-łania, to panie wykazują większą inwencję niż kiedykolwiek sam Napoleon. Na pod-łogach sal balowych poleje się krew… przynajmniej metaforycznie. Zapamiętajmoje słowa, młody człowieku.Thomas się zaśmiał.– Skąd o tym wiesz? Czy raczej powinienem spytać: od kogo.– Od starej lady Anglesey. Przyparła mnie do muru i zaczęła wypytywać o ciebieoraz twoje zainteresowanie przechadzkami. Szczęśliwie – ciągnął Humphrey –uczepiłem się ramienia Andrei, która pełniła funkcję mojej tarczy obronnej, leczi tak zostałem zatrudniony jako posłaniec. – Andrea była narzeczoną Humphreya,choć jeszcze formalnie się nie zaręczyli.Poprzedniego dnia Thomas wraz z Humphreyem towarzyszył Quentinowi i jegożonie Winifred na wieczorku towarzyskim. Uważany za jedną z najlepszych partiiw Glasgow, stanowił obiekt zainteresowania wszystkich swatek, a jeszcze bardziejprzedsiębiorczych młodych dam, które przyciągał nie tylko jego majątek, lecz takżepowierzchowność i zalety charakteru.Westchnął.– Chyba pewnego dnia będę musiał dokonać wyboru, ale wciąż żywię nadzieję, żeznajdę kogoś takiego jak Andrea. – Kobietę, która wzbudzi jego zainteresowaniei uwagę. Z którą poczuje prawdziwą więź.– Cóż. – Wciąż uśmiechając się szeroko, Humphrey klepnął go w ramię. – Niewszystkich spotyka szczęście bogów.Thomas parsknął śmiechem. Zerknął na papiery w ręce kuzyna.Humphrey machnął nimi skwapliwie.– Palisander, niestety, pojechał do Bristolu. – W jego głosie dało się słyszeć zde-nerwowanie. – Może uda mi się przekonać firmę, że Glasgow byłoby lepszym ce-lem.– To stanowiłoby ładny dodatek do mahoniu, w który wchodzimy. – Thomas poki-wał głową. – Daj mi znać, jeśli coś załatwisz.– Och, na pewno o tym usłyszysz… na pewno. – Machając dokumentami, Humph-rey oddalił się korytarzem, niewątpliwie, by zasięgnąć rady jednego z handlowców,jak najlepiej świsnąć umowę, żeby nie powiedzieć skraść sprzed nosa, kupcomz Bristolu.Thomas wszedł do swego gabinetu. Zdjął płaszcz i powiesił go na wieszaku zadrzwiami, po czym je zamknął i zbliżył się do biurka. Nie okrążył go i nie zasiadłprzy nim od razu, najpierw się przed nim zatrzymał. Lekko muskając czubkami pal-ców gładki blat, wyjrzał przez naroże okno. Przed nim rozciągała się ruchliwaTrongate, którą spieszyli przechodnie i jeździły powozy; zza szyby dochodziły stłu-mione pokrzykiwania woźniców i trzaskanie batów. Wzrok Thomasa przyciągnęłoodbicie słońca w grafitowych wodach Clyde, widocznej po lewej stronie międzydwoma budynkami.To miejsce – ten gabinet – stanowiło centrum jego życia, które budował wokół po-zycji współwłaściciela Carrick Enterprises. Następnym krokiem w drodze do celubył wybór małżonki, odpowiedniej kobiety dla dżentelmena, jakim zamierzał sięstać – filara zamożnej społeczności ze wspierającą żoną przy boku, dziećmi uczęsz-czającymi do dobrych szkół i domem w najlepszej dzielnicy. I może chatą do polo-wań w szkockich górach. Miał dość jasną tego wizję.Z wyjątkiem jednego. Najważniejszego.Choćby nie wiadomo ile młodych panien z dobrych rodzin, o większej lub mniej-szej urodzie i doskonałej pozycji towarzyskiej, podsyłała mu ciotka, po prostu niewidział wśród nich żadnej dla siebie, nie potrafił zobaczyć.Ponieważ nie mógł zapomnieć Lucilli Cynster, której obraz wciąż miał żywo w pa-mięci.Przez ponad dwa lata celowo jej unikał; żywił nadzieję, że wrażenie, jakie na nimzrobiła, zblednie, jeśli nie zobaczy jej ponownie, nie usłyszy jej głosu – jego zmysłównie będzie drażnić jej bliskość. Tak się jednak nie stało.Nie musiał nawet zamykać oczu, aby ujrzeć ją w wyobraźni: szmaragdowozieloneoczy, trochę kocie, w twarzy o subtelnych rysach, otoczonej aureolą ognistorudychwłosów; kolor jej tęczówek, jasnoróżowe usta i te płomienne loki podkreślała jesz-cze nieskazitelna alabastrowa cera.Żadna inna młoda dama, którą spotykał na swej drodze, nie mogła jej dorównać.Wszystkie wydawały się pozbawione wyrazu. Bezbarwne.I nie chodziło tylko o powierzchowność; Lucilla miała także fascynującą duszę i toją wyróżniało w jego oczach.Była cudowna. Urzekająca.Bardzo mu się podobała, działała na zmysły i w niepojęty sposób zawładnęła jegoświadomością. Niepojęty przynajmniej dla niego.Uchodziła za kogoś w rodzaju czarodziejki; nietrudno było zrozumieć dlaczego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plsylkahaha.xlx.pl
|
|
|